Piszę sobie już dzisiaj, w dniu, w którym miałam być w szpitalu, na comiesięcznej przygodzie...ale opublikuje mam nadzieję, za jakiś czas jak mi lek. gin. powie...widać, wszystko w porządku...
bo teraz to ja co tydzień byłam, i albo widział raka jajnika, albo ciąże pozamaciczną, albo nic nie widział...raz widział pęcherzyk, ale za tydzień już nie widział;/
po styczniowym poronieniu...tak bardzo się boję...od trzech tygodni, przed każdym pójściem do łazienki, boje się zobaczyć krew...
dzisiaj stwierdziłam, że to dzień poprawiania sobie nastroju...zrobiłam test ciążowy i wyszły dwie piękne tłuściutkie kreseczki :)
jestem dobrej myśli....wtedy nie byłam, ale teraz jestem...
ale i tak nie zdecydowałam się jeszcze na rozsądnego lekarza.... boje się takiego "znanego", boje się że tacy niektórzy "wiedzą wszystko", nawet jeśli nigdy nie prowadzili kobiety z SM...
przy PZNW prowadziła mnie bardzo młoda lekarka, przy ostatecznym diagnozowaniu SM jeszcze młodsza... były tak bardzo zaangażowane, tak bardzo się starały, chciały mi pomóc / ulżyć, nigdy żadna mnie nie olała...może i ginekologii młodej należy zaufać:)
od powyższego minęły dwa tygodnie:
wizytę mam w czwartek...wciąż jestem dobrej myśli...
już się nie boję chodzić do łazienki:)
boję się tylko, że pęknę... nie mogę jeść przestać :(
i boję się troszkę mojej ciąży z SMowym odniesieniem...
kręgosłup boli prawie ciągle :) prąd na karku wrócił... a prawą stronę ciała (czyt. kończyny:) )miałam przez kilka dni drętwiejące...
byłam...
...znowu ze łzami...wychodziłam ze szpitala...
beta HCG mam powtórzyć...USG za tydzień też...rokowań dobrych brak...zbyt malutki jest Malutki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteście ♥