Ocet jabłkowy, czyli jak z jabłka "zmarnować"... ogonki :)
Myśl o takim domowy occie, po raz pierwszy przemknęła mi w zeszłym roku..ale tak była prędka, że uciekła.
W tym roku wróciła, gdy zobaczyłam ilości papierówek w ogrodzie, a ponieważ w mojej "spiżarce" jabłkowych słoików zeszłorocznych jeszcze kilka, to uznałam, że
nie muszę jak najwięcej jabłka z jabłka przetworzyć na jabłka :) *
* tu się rozchodzi o to, że ja jabłka do słoików smażę, przeważnie w całości ze skórką (bez gniazd nasiennych :) ), albo bardzo cieniutko obieram (a do octu przyda się i skórka i miąższu trochę też)
Nie będę pisać o właściwościach zdrowotnych octu jabłkowego, gdyż, po pierwsze nie znalazłam, żadnych wiarygodnych źródeł naukowych, czy nawet zielarskich*, po drugie, każdy, kto z Was tu trafił i tak już ma własne zdanie na temat dzisiejszego bohatera:) (nas:) bo i ja mam, a pomimo całej mojej codzienności, wierzę w medycynę ludową, dawną, naturalną, a tu nie ma raczej zastrzeżeń, że ocet domowy, jest naturalnym lekiem)
A jesteśmy tu po przepis :) : zapraszam