Znów zastrzyki...
po ostatnim interferonowym wpisie... na pewno nie było nadziei...
ale myśli o powrocie do "leczenia" też nie było.
Mieliśmy z mężem taki osobisty plan... popłyniemy... będziemy rodzicami...jak najszybciej.
Od półtora miesiąca nie zastrzykiwałam się... plan był prosty, jeszcze te miesiące niezbędne do odczekania po poronieniu i będę "czysta jak łza" ... "interferonu" wyzbyta.
Zrobimy badania, będziemy mieć wszystko pod kontrolą, zajdziemy w ciążę... uda się (to chyba mój plan był bardziej)
Ale po kontroli neurologicznej... wróciłam do "leczenia". Wiem, że tak jest / będzie lepiej.
Od Pani doktor usłyszałam "dziecko musi mieć 'zdrową' mamę", 'zdrową', czyli na chodzie dosłownie i w przenośni...
"nawet jakby Pani miała tylko na 3 m-ce wrócić do programu..." lepiej na 3 potem ciąża, niż bez co najmniej 2 lata.
No to dostałam termin pokazania się na oddziale... na wczoraj. I niespodzianka: pielęgniarka pobierając krew "o 15:30 ma Pani rezonans, ale oddziałowa powie więcej ;) "
No i sobie w tubie poleżałam, jak to skomentowała jedna z moich SMowych bratnich dusz :) Z jednej strony dobrze, ale z drugiej, dlaczego? przecież pół roku temu miałam.
A sam "powrót": no cóż, jak trzeba to nic nie poradzimy... plus zastrzyki mniej bolą troszkę... to chyba w związku z powiększeniem się lekkim ciała mego ;>
A co z Maluszkiem?
Jutro jest Światowy Dzień Dziecka Utraconego... ja mam dwoje...
... a najbardziej wsparł mnie mój brat, mówiąc o tym, że w niebie mamy dwie duszyczki, które nas znają, kochają, SĄ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteście ♥