24 miesiące bez leczenia
...i 7 miesięcy w towarzystwie (w praktyce 6, bo siódmy to ja dopiero zaczęłam ;) )
Coś bardzo się za pisanie zabrać nie mogę...a im w las dalej, wiadomo, ciemniej i groźniej, choć przeważnie piękniej i dorodniej ;)
Jestem na prawie ostatniej prostej :) Czuję się nadzwyczajnie dobrze...czy ja Wam już ostatnio pisałam, że nie pamiętam, żebym się kiedykolwiek, aż tak dobrze czuła. Mam na myśli czasy od obciążenia głowy wiadomością, że o to, stało się, wydarzyło niemożliwe , czyli mam stwardnienie rozsiane i zapewne zaraz przyjdzie nieuniknione, a jeżdżenie na wózku inwalidzkim okaże się moim najmniejszym zmartwieniem. Wraz z powyższym przyszło leczenie, które od samego początku nastręczało problemów...nieprzeciętny stres połączony ze skutkami ubocznymi wszystkich terapii, przez które czy chciałam, czy nie, przejść musiałam.
I po tylu latach taki, póki co trochę ponad kilogramowy prezent ;) a w gratisie naprawdę niewiele z tych charakterystycznych dla takiego stanu w jakim jestem...skutków ubocznych :)
Wprawdzie nie mogę wyjść na trzecie piętro ;) ale po płaskim mogę długo:) Wprawdzie nie puchnę cała, z naciskiem na nogi, ale puchnie z nich jedna ... tylko z tym borykałam się i zeszłej zimy i podobno ma to coś wspólnego z utajnionymi żylakami :) , więc też jakby mnie nie dotyczy:) Zgagę przez te wszystkie miesiące miałam raz albo dwa, a to podobno takie okrutne. Z bólem kręgosłupa walczyłam od lat każdego dnia, a w szczególności w nocy, a teraz jakby ręką odjął...a brzuch rośnie w ostatnich tygodniach rośnie błyskawiczniej ;)
Dobra na lukrowałam na cały II trymestr i tą chwilę trzeciego co jest za mną, bo jednak pierwszy był...dobrze, że chyba sobie nigdzie notatek nie robiłam ;) bo w sumie pamiętam, że musiałam noc w noc zjeść skórkę chleba na zakwasie, żeby móc udawać, że uda mi się zasnąć i to, że pod koniec ze łzami w oczach powtarzałam, że to z pewnością kara za grzech Ewy ;) Ale podobnie jak kobiety zapominają o porodzie, którego przecież zapewne nie ma jak porównać do początków ciąży, tak ja jakby co zapomniałam o pierwszym trymestrze :)
Żeby jednak w tym miesięczniku się pojawiło to, co dotyczy sami wiecie czego, to donoszę, że moje oczy jednak średnio znoszą ciążę. Wiem, że wzrok pogorszyć się może każdej kobiecie w ciąży, żeby potem wrócić do normy...zobaczymy jak się to ma w praktyce, jak się taką każdą kobietą nie jest :) A poza plusami (dioptrie☺), których brakuje, to wspominane, może w zeszłym miesiącu, błyski, też się bardziej rozochociły .... albo częściej niż bardziej :)
ps. a to, że się dobrze czuję też jest prezentem, dla odmiany od choroby, bo ja nie pierwsza i nie ostatnia SMowo dodatnia kobieta czuję się dobrze w ciąży. Dobrze, czyli lepiej niż przed, choć wiadomo, że nie tak jak człowiek czuć się i żyć chciałby i powinien :)
Dobrego dnia ☺
Oby wszystko było jak najlepiej! Moc serdeczności!
OdpowiedzUsuńKochana, myślę o Tobie codziennie. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i dla Maluszka :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) i Maluszek też;)
UsuńNiechaj więc do końca ciąży i długo po porodzie jeszcze będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńOdkąd mnie to napadło:) widzę, że najlepsze lekarstwo to wiara...jedni wierzą w leki inni w inne pomysły;) ...Ale najważniejsze, uwierzyć, że zadziała...
Usuń...dlatego akurat sobie postanowiłam, że długo po będzie dobrze:))