25 miesięcy bez leczenia
i 31 tygodni ;) Dziś słów parę o heparynie w ciąży i obecności przeciwciał blokujących ALLO - MLR
Cały miesiąc nudny jak poprzednie :/ poza ostatnim tygodniem. Zdrowotnie nudny, czyli co się miało pogorszyć się pogorszyło i tak w tym niestrasznym stanie sobie jesteśmy, czekając na nowe i nieznane ;)
Miesiąc temu pisałam, że jestem na prawie ostatniej prostej, to teraz zdecydowanie, od jakiegoś czasu mam wrażenie, że to już jest ta docelowa ;) Wprawdzie oficjalny termin (który mam nadzieję mi się nie przytrafi) jest za dwa miesiące z mini haczykiem, to ja nagle niespodziewanie kilka dni temu, znaczy tydzień, poczułam, że mam kilka nowych kilogramów, a te najcięższe jakby się właśnie w tym ostatnim tygodniu ujawniły :)
Czyli, za mną piękne 7 miesięcy bez bólu pleców i kręgosłupa, przede mną to co było ze mną przez całe życie, które pamiętam :(
HEPARYNA w ciąży i badanie ALLO - MLR
Troszkę sen z powiek zaczęły mi spędzać zastrzyki :) Wydaje mi się, że co nieco napomykałam, ale może tak między wierszami, żeby się nikt nie doczytał ;) Stałe bywalczynie wiedzą, że to nie jest moja pierwsza, ani nawet druga ciąża i mają świadomość, że dzieci nie mamy też.
W dzisiejszych czasach tak trochę jest niestety, że ile lekarzy tyle teorii. Na początku były teorie, że mamy czas, potem, że może należy przestać chcieć, a jak poronienia były co pół roku, a ja dopiero co właśnie pół roku wcześniej zaczęłam być w programie lekowym (Extavia - interferon) to wyłoniły się kolejne szkoły, neurologiczna i ginekologiczna. Ta pierwsza przekonana o nieszkodliwości interferonu, a druga albo podobnie, albo sugerująca, że to wczesna ciąża była i tak miało być. Ginekolog na którego trafiłam tracąc ciąże zawierzył neurologom i zaczął mnie diagnozować, a w między czasie neurolog pokierował mnie do immunologa, żeby on się wypowiedział, a miał sprawdzić, czy przypadkiem nie mam problemów z krzepliwością krwi. Do immunologa chodziłam w ramach funduszu zdrowia, do ginekologa prywatnie, plan tego drugiego zakładał to samo, co wykazać, albo nie, maił immunolog. Różnica między Panami była taka, że mieli trochę różne narzędzia. Immunolog mi zlecił wszystkie badania, które mógł w ramach funduszu plus płatne (ocena obecności przeciwciał blokujących allo - mlr i test cytotoksyczności komórek nk) które wykonywaliśmy z mężem oboje, ginekolog poszerzone te badania, które immunolog zlecał w ramach funduszu.
Przyszły wyniki. W ramach bezpłatnych byłam zdrowa, w ramach płatnych immunologicznych nie było najlepiej, ale lekarz był nieprzyjemny na wizytę nie chciał mnie przyjąć, potem się okazało, że przestał pracować w tym miejscu, ja zarejestrowałam się do innego immunologa i czekałam, a czekałam w spokoju, bo w między czasie poszerzone wyniki dla ginekologa też odebrałam. Wynikło z nich, że nie mam zdolności przyswajania kwasu foliowego, większe prawdopodobieństwo zapadnięcia na choroby sercowo - naczyniowe, żylną chorobę zakrzepowo - zatorową, no i powikłania położnicze (poronienia, obumarcia, czy niewzrastanie maleństwa).
W takim pakiecie badań po poronieniach (czyli trzy od immunologa, trzy od ginekologa ) bada się, czy pacjent nie ma trombofilii, czyli nadkrzepliwości. Ja osobiście nie rozumiem, dlaczego, w ramach funduszu robi się część badań, dlaczego właśnie one są ważniejsze, ale ja nie muszę jakby tego wiedzieć, a my mamy wciąż nie rozstrzygniętą kwestię płatnych badań od immunologa :) Zacznijmy od ginekologa, który mi powiedział, że nie będzie się odnosił do wyników, że nie są dobre, ale też nie najgorsze i powiedział mi co zaproponuje mi immunolog i, że to moja decyzja będzie, ale żebym wiedziała, że ta propozycja nie będzie żadną gwarancją powodzenia w kolejnej ciąży.
Sam zaproponował kwas foliowy metylowany (czyli, w takiej już przyswajalnej wersji, duże ilości i podobnie duże innych witamin z grupy B, plus niewiele D, do tego acard i zastrzyki z heparyny jak już będę w ciąży. Witaminowałam się bardzo długo, a tak bardzo skrupulatnie od momentu, kiedy zrezygnowałam z leczenia.
Napisałabym Wam o tych witaminach, ale to już za dużo na dziś, a mi przecież jeszcze immunolog został i jego płatne badania.
Lekarza jak wspomniałam zmieniłam, tym razem kobieta, kobieta, która jak zobaczyła wyniki od razu orzekła to przed czym ostrzegał mnie ginekolog...nie ma Pani najmniejszych szans na donoszenie ciąży, jeżeli nie skontaktuje się Pani z jedynym w Polsce lekarzem, który się tym zajmuje i on Pani, czyli mi, zaproponuje wlewy z immunoglobin (jeszcze podała mi nazwisko drugiego, który, w takich sytuacjach proponuje szczepionkę z limfocytów męża, co szybko skreśliła, bo się okazało, że mam SM i takie eksperymenty, to by mnie mogły co najwyżej wykończyć :) Wlewy z immunoglobin to nie jest tania "zabawa", a ja nie dość, że nie ufam nowością w medycynie, to jeszcze w uszach słyszałam słowa ginekologa, o tym, że to nie jest żadna gwarancja i o tym, że on wie, że to co mi sam zaproponował jest sprawdzone.
I ostatnie na dziś ;)
Tydzień temu miałam kontrolną teleporadę z immunologiem, Pani doktor nawet nie zająknęła się na temat immunoglobin, zapytała tylko, czy biorę heparynę i acard... o których rok wcześniej nie wspominała ani słówkiem :) Ale zwróciła uwagę ( to takie nawiązanie do początku mojego dzisiejszego wywodu ;)), czy też wręcz orzekła, że poronienia musiały być spowodowane interferonem. Nie wiem i nigdy się nie dowiem, wprawdzie i ja w pewnym momencie wychodziłam z takiego złożenia, bo skoro mi szkodzi, to jak mogło nie zaszkodzić dziecku...ale z upływem czasu, aż takiego przekonania we mnie nie ma, co oczywiście nie oznacza, że jeżeli jeszcze kiedyś byłabym w ciąży, to pozwoliłabym sobie na jednoczesne przyjmowanie leków na SM...nawet tych "najbezpieczniejszych".
Dobrego dnia ;)
Ściskam mocno. Dużo spokoju Ci życzę i oby było wszystko jak najlepiej. Niełatwa jest Twoja droga bardzo.
OdpowiedzUsuńTo jednak prawda, że nowe życie to cud!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło i zdrowo:-)