Witold Paszt, dla mnie artysta inny niż wszyscy.
Tak jakoś rozmyślałam o nim ostatnio bardziej. Pewnie dlatego, że jako nieposiadaczka telewizora kątem oka zerkam ,będąc u babci , czy teściowej, cóż tak się teraz będąc w ich wieku ogląda. Nie wiem co to za program był, ale Pan Witold tam był i był jurorem...czy kimś. Nie wiem, kto i po co w rzeczonym programie występował, bo ja nie mogłam oderwać wzroku od niego...
Wiedziałam, że chorował, wiedziałam, że niesamowicie przeżył śmierć żony, o czym zresztą mówił głośno... ale ja zobaczyłam człowieka... jakiego nigdy nie spodziewałam się dojrzeć... chyba nie chcę pisać, że źle się czującego, więc może wystarczy...zmęczonego i tęskniącego...
Zmarł Witold Paszt, z którym wspólnego miałam niewiele, chociaż może bardzo wiele, ponieważ w jego hotelu w Zamościu organizowaliśmy z mężem własne wesele. Wiecie co, było ono najbardziej eleganckim, ale bez przesady, najbardziej kameralnym... no też bez przesady ;) najbardziej smacznym, wręcz jak w Kanie podobno, chociaż akurat o jedzeniu myślę ;) w fantastycznym miejscu i w przepięknym mieście, weselem. Brakło jednej rzeczy, o której czasem myślę... a 14 lat zaraz minie, dlaczego nie poprosiłam Pana Witolda o Bananowy Song ;)
Wiecie za co ceniłam go najbardziej ... za miłość do Zamościa ;) i pewnie nie chodziło o jego miłość do miasta, ale miejsca, w którym się urodził, uczył i zapewne spełnił najlepsze chwile życia.
Właśnie dowiedziałam się z TV i zdziwiłam się, jak mało o nim wiedziałam...
OdpowiedzUsuńTen program o którym piszesz to prawdopodobnie "The Voice Senior", w którym był trenerem wokalnym.
OdpowiedzUsuńLubiłam od czasu do czasu go posłuchać. Nawet nie wiedziałam, że prowadził swój hotel.
Pozdrawiam