"Leczenie"
Interferon
Zrozumienie...albo i nie :)
Jeszcze miesiąc i trzy lata "leczniczych samookaleczeń" :) miną
A póki co, w tym trzydziestym piątym miesiącu...
Na oddziale spotkałam Gosię :) co niespodzianką nie było, bo taką akcje zaaranżowałyśmy starannie w zeszłym miesiącu.
W szpitalu zamieszanie, co pociągnęło za sobą kilka dobrych godzin...czekania:)
Ale nie ma tego złego...
Zdarzyłyśmy wcale niezłą kawę wypić, poplotkować o naszych D. z miłością i nie obyło się bez odchyleń na temat nasz ewidentnie wspólny - Sclerosis Multiplex :)
Gosia, to jest taka osoba, z którą, jeżeli rozmawiamy o chorobie, to raczej koncentrujemy się na problemie niezrozumienia chorego przez zdrowego..
...a wczoraj tez o niezrozumieniu chorego, prze chorego.
No bo co różni chorego od zdrowego w zrozumieniu drugiego:)? Okazuje się, że niewiele.
Mamy z Małgosią na wielu płaszczyznach bardzo różne SMowe niedociągnięcia. Powoduje to, że nie możemy naszych "niemocy" wzajemnych zrozumieć. Na pewno konsekwencje, tego, że czegoś nie możemy zrobić są dla nas wspólne. Ale żadna z nas w skórze drugiej nie jest i...pojąć nie może.
Wnioseczek mój:
Chorzy ludzie moga sie wzajemnie zrozumieć, niestety tylko w bardzo przyziemnych choronbowo kwestiach...
• że nie ma leczenia
•że leczenie nie leczy
• że zastrzyki są bolesne
• że jedne są lepsze od drugich
• ze w innym szpitalu są dostepne inne leki
• że na rehabilitację najlepiej tam a nie tam
• że witaminy
• ze dieta
• ze tańsza apteka
Ale nawet jakbysmy wszyscy mieli takie same dolegliwości np. niesprawne ręce, czy nogi, podwójne widzenie czy niedowidzenie i tak byśmy sie nie rozumieli...jesteśmy tylko ludźmi i niestety mam ogromne przekonanie, że zawsze MY (JA) mamy gorzej.
Każdy inaczej przeżywa to co dostaje od życia. Dla jednego wózek może stać się powodem odnalezienia pasji, dla drugiego końcem świata.
Gosia czyta mojego bloga i przestałam czuć się anonimowo:)
...to i pisanie mniej bezimienne :)
Ostateczny wnioseczek:
To nie dotyczy osób jedynie "chorych"...przecież i "zdrowym" zdarza się mieć gorzej niż otaczającym ich ludzi...
A moje własne, osobiste przeżycia w minionym miesiącu :)
Tak jak mi się śniło :) wyniki rezonansu w porządku:)
Zeszły miesiąc naznaczony był nieuporczywymi, lecz notorycznymi bólami głowy. Ten podobnie niestety.
Zaprowadziłam się do okulisty, żeby się przekonać, czy mój mizerny wzrok nie jest bez wpływu.
Jest:) Znaczy przez oczy głowa mnie nie boli.
Zeszły miesiąc naznaczony był nieuporczywymi, lecz notorycznymi bólami głowy. Ten podobnie niestety.
Zaprowadziłam się do okulisty, żeby się przekonać, czy mój mizerny wzrok nie jest bez wpływu.
Jest:) Znaczy przez oczy głowa mnie nie boli.
Od okulisty wyszłam ze skierowaniem na operacje zaćmy. Ludzie! Ja jeszcze 32 lat nie mam (czyli w kwestii choroby oczu ludzi stary-szy-ch, jestem jeszcze młoda :) )
Poza skierowaniem, dostałam jeszcze informację, że dopóki, interferon i sterydy brać będę męty nie znikną. ( Tu nawet nie będę nadmieniać, że sterydami leczył mnie okulista i męty się ciut zmniejszyły)
Poza skierowaniem, dostałam jeszcze informację, że dopóki, interferon i sterydy brać będę męty nie znikną. ( Tu nawet nie będę nadmieniać, że sterydami leczył mnie okulista i męty się ciut zmniejszyły)
Na moją opowieść o tym, że z takim wzrokiem idealna pogoda to w pełni zachmurzone niebo, a "najlepiej widzę" w pomieszczeniach. *
I pytanie, czy po operacji, jak już mi świat się jaśniejszym objawi, nie będzie gorzej?
Dostałam bardzo niesatysfakcjonującą odpowiedź: mety będą bardziej widoczne :/
* moje ulubione pomieszczenie, to pomalowana na gołębi kolor klatka schodowa:)
ps. głowa w minionych dniach boli mniej, a wpływ na to, obawiam się, ma mniejsza ilość kawy...znacznie mniejsza:)
3 filiżanki - na tydzień, nie dzień :)
3 filiżanki - na tydzień, nie dzień :)
Basia fajnie jest być trochę bohaterką twojego bloga:) Masz rację drugi człowiek nawet z podobnymi problemami nigdy Cię nie zrozumie. Twoje dolegliwości są tylko Twoje. Każdy inaczej odczuwa objawy naszej choroby. Dla kogoś może to być nic a dla innej osoby koniec świata i zadawanie sobie pytań dlaczego ja. Ja z własnego doświadczenia mogę napisać, że czas odgrywa tutaj ważną rolę. Pamiętam początki po diagnozie - nie zdawałam sobie sprawy co to jest sm i jak może utrudnić życie. Potem trudniej mi się chodziło, nasiliła się spastyczność nogi - zaczęłam kuleć - wszyscy to widzieli. Strasznie się wstydziłam i czułam się gorsza, mniej atrakcyjna. Po pewnym czasie zaczęłam zazdrościć ludziom dookoła. Byłam zła, że wszyscy idą sprawnie, starsze osoby mnie wyprzedzają. A przecież to nie świadczyło o tym, że są zdrowi i nie mają własnych czasem pewnie poważniejszych ode mnie problemów. Teraz ten etap jest za mną i mam nadzieję już nie wróci. Pogodziłam się, że chodzę wolniej i nie przejmuję się wzrokiem innych. Kolorowo nie jest, bo odczucia są nie przyjemne. Noga sztywna, ściąga mnie na lewo, uważam żeby się nie przewrócić. Chcę bardzo iść poprawnie, zginać kolano, ale czasami się nie da. Taka to już moja "niemoc":)Wtedy też często myślę, że nie jest tak źle. Ludzie mają przecież gorsze choroby. Nie raz widzę w tv dzieci i dorosłych z dużo poważną niepełnosprawnością - na wózkach, leżących. A ja tylko kuleję, ale chodzę i wszędzie dotrę. Co z tego, że wolnej. Ale jednak z drugiej strony wiem, że jest ciężko. Czyli to prawda, że nasze dolegliwości są dla nas najcięższe. Ja nie chciałabym przejąć od kogoś na przykład tego, że ma amputowane dwie nogi, ale też jestem niezadowolona, że mam sm i słabszą połowę ciała, która w porównaniu do wielu innych chorych ludzi ogranicza mnie w bardzo małym stopniu. Masz rację Basia człowiek nigdy nie zrozumie drugiego człowieka. Gosia
OdpowiedzUsuńDzięki Bohaterko :) - nie tylko mojego bloga, ale i swojego życia. I tak mi się nasuwa...Twoja odwaga i to co brawurowo osiągnęłaś 02 września 2016 :) ♥
Usuń