wtorek, 23 sierpnia 2022

100 miesięcy

43 miesiące bez leczenia stwardnienia rozsianego




Aktywność, przebywanie z dużymi człowiekami ;) dwoma słowy aktywny urlop i jak mi podczas, było dobrze ;)

 Przed chwilą nadwyrężyłam długopis, zapisując 8 stron brulionu, w którym zresztą chyba chciałam napisać swoją pierwszą książkę, bo takie sprzed 8 lat szpitalne pisaniny wynalazłam...

Wprawdzie emocje dzisiejsze i tamte były bardzo odmienne, choć obie dotyczyły leczeń, czy też bardziej ośrodków się powyższym zajmujących :) to jednak emocja dotycząca zdrowia, mocną będzie zawsze... a ta dotycząca kogoś bliskiego większą, od tej dotyczącej własnego zdrowia (chociaż nie... to ostatnie cofam, znam zbyt wielu i egoistów i hipochondryków ). Bo hipochondryk dla mnie, to taki medyczny egoista.

No dobrze to taka dygresja, na temat burzy w głowie mojej własnej, a teraz konkrety...własne również.

Miniony miesiąc minął pracowicie, na urlopie :) Fizycznie nie odpoczęłam, ale takiego stanu odnoszę wrażenie już nigdy nie zasmakuje, psychicznie, do czasu ;) tak. Jednak co drugi człowiek, bez względu na zaangażowanie, to drugi człowiek, do bacznego spoglądania na 16-miesięcznego, błyskawicznego młodego człowieka :) 

Zdradzę Wam na czym polegała pracowitość urlopowa:) Kto mnie zna, zna i moją babcię, a znając ją wie, że to starsza Pani, która odżywa wiosną a jesienią... cóż chyba najchętniej zapadłaby w sen zimowy :) Wiosną zaczyna się praca, a praca jest kwintesencją jej życia... (tu też mogłabym dygresję wprowadzić, o tym, jak to w pewnym wieku, siły nie są te same, a chcielibyśmy robić to samo i więcej, ta potrzeba i niemoc to niestety jest mieszanka wybuchowa. Tu "musisz" coś zrobić, tam dojść do robótki nawet nie możesz, jesteś zły i sfrustrowany, a każda napotkana osoba okazuje się być z jakiś niewyjaśnionych względów temu winna... ale nie, nie czujesz tego, że ktoś coś zawinił, bo nie zawinił, tylko, ze tobą miota wściekłość wykończonej i zmęczonej osoby... nie wiem, czy ta dygresyjka nie dotyczy mnie jeszcze bardziej niż babci ;)

Wracając...jest wiosna, jest szklarenka, pomidory od zimy na parapetach, a teraz już w szklarence, poletko obsiane, ogórki, buraki, marchewka, pietruszka, cebula, tam trochę ziemniaków, tam gdzieś cukinie, owocowych krzaków dużo, a kwiatów multum. Wszystko powschodziło, radość kazdego dnia (chociaż na zimny czerwiec pomstowała ogrodniczka), aż tu nagle listonosz list przynosi...sanatorium, o zgrozo, 3 lata czekania, żeby termin, którego się zmienić nie da wypadł od końca lipca, do połowy sierpnia... Pierwsza reakcja, "chyba musicie przyjechać", druga reakcja "nie jadę, przecież jesteś w ciąży" ... koniec końców ze strachu ;) babcia pojechała i każdego dnia przez 3 tygodnie przez telefon opowiadała mi, że się nudzi, że nigdy więcej... ale ja słyszałam... ciekawe jak tam moje pomidory, na bank zaraza ;)

Pomidory przetrwały i trwają dalej, ogórki, były do samego końca, a mąż tylko słoiki głównie kiszonych, ale i po żydowsku do piwnicy wynosił, krzaki owocowe za ogórkami, a pomidorów było tak dużo, że zjeść w żaden sposób się nie dało, więc i one za owocami :) (ale na takie z zielonych pomidorów dżemy, jeszcze zbyt wcześnie :))

Ja w mieście urodzona, w mieście wychowana, w mieście żyjąca od 37 lat, odpoczęłam, zrywając, obrywając, ucinając, tnąc, kopiąc i wykopując ;) ... a może oddychając innym powietrzem i po prostu przebywając z ludźmi większymi niż 16 - to miesięczne.

Jeszcze ostatnia dygresja... kiedyś nie wyobrażłam sobie życia w małym miasteczku... bo na wsi jakby tak... dziś nie wiem, czy to nie pochopne pomysły były :) Ale o tym może innym razem :)

2 komentarze:

  1. Dzielna jesteś. Pod każdym względem. Podziwiam.
    I niech Małe Człowieki dobrze rosną. :) Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie babcie to maja siły za dwie i całą rodzinę zaangażują:-)
    Nigdy nie mów NIGDY, wiec i może z Ciebie będzie kiedyś ogrodniczka lub cos w tym stylu...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteście ♥