2 lata z haczykiem minęły:
Nic się "tragicznego" nie wydarzyło ☺ tylko jest jakoś tak (co raz) gorzej
Mam 30 lat i pierwszą wizytę na rehabilitacji i wcale nie mam problemów "natury" SMowej z np. kończynami.
Tylko jakoś tak w dwa lata kręgosłup doprowadziłam do stanu...brak słów
Tak naprawdę prolog mojej SMowej historii to kręgosłup. Zdrętwiała noga? Od tygodnia? A to kręgosłup:) Po trzech latach "Zdrętwiała noga, brak czucia? A już było prześwietlenie kręgosłupa. No to proszę się zarejestrować do neurologa." Nie zdążyłam, a dalszą część znacie .
Przy pierwszym jak się okazało symptomie SM w prześwietleniu wyszła dyskopatia i coś jeszcze, ale nie pamiętam co, to nie napiszę. Zalecenia dostałam: męża nie nosić :) i te takie tym podobne różne,
Dyskopatia wprawdzie dotyczy odcinka lędźwiowego i jeszcze dwa lata temu tak było. Teraz, teraz to kręgosłup na całej swej rozciągłości mnie boli, a lewe biodro jak wiadomo mam lewe:) stopę zresztą też. Ciągnie się to od półtora roku...
Wiecie, jak z lekarzami jest...raczej poza swoją dziedzinę wychodzić czasu nie mają. Co dla nas potrzebujących często dobre nie jest. (Za to lubię medycynę chińską - człowiek jest w całości, a nie rozpączkowany na nogi, płuca, czy nawet skórę). Ja miałam jakieś tam szczęście w nieszczęściach (którego do końca nie wykorzystałam), że trafiałam na lekarzy różnych specjalności, którzy dopatrywali się w moich niedyspozycjach...stresu. Bardzo długo to bagatelizowałam. Przecież ja się nie stresuje, no jestem póki co niewyleczalnie chora, straciłam dwójkę dzieci, każdą najmniejszą pierdołę muszę przemyśleć, przetrawić, analizować, po dziesięciokroć ;/ ale przecież się nie stresuje...przewlekle :)
W pewnym momencie od lekarza dostałam receptę na "łagodne tabletki przeciwdepresyjne"...wykupiłam, przeczytałam ulotkę i schowałam na sam koniec szafki...przecież nie będę się faszerować, a czas leci.
Z rehabilitacji, chodzę na rehabilitację, a kręgosłup boli coraz bardziej...o ile lekarz przepisuje mi kolejne rehabilitacje, a neurolog każe ćwiczyć codziennie :) to żadne z nich nie chce słyszeć, że boli coraz bardziej, więcej i już prawie bez przerwy.
Czy mój kręgosłup może być tak bardzo w mojej głowie...? ;/
2 lata minęły...
...a mam wrażenie, jakby ten pierwszy zastrzyk w zimny deszczowy dzień był wczoraj, no może tydzień temu, ale tak czy siak zleciało :)
Pamiętam jak moja ciocia brała interferon, było to 10 czy 15 lat temu...a może i 10 i 15:) (bo miała to w nieszczęściu szczęście, ze dwa razy była w programie)
Wtedy leczonym można było być 2 lata i nie mówiło się otwarcie, że chodzi o fundusze...wówczas taki okres był optymalny. Pomoże Państwu, na tyle na ile interferon pomóc może...
Przykro mi, co dziwne nie jest, jak patrzę na kobietę, z którą jeździłam tandemem, chodziłam po górach, a ze zdjęć pamiętam jak Hubertus był i jej świętem.
Nic się "tragicznego" nie wydarzyło ☺ tylko jest jakoś tak (co raz) gorzej
Mam 30 lat i pierwszą wizytę na rehabilitacji i wcale nie mam problemów "natury" SMowej z np. kończynami.
Tylko jakoś tak w dwa lata kręgosłup doprowadziłam do stanu...brak słów
Tak naprawdę prolog mojej SMowej historii to kręgosłup. Zdrętwiała noga? Od tygodnia? A to kręgosłup:) Po trzech latach "Zdrętwiała noga, brak czucia? A już było prześwietlenie kręgosłupa. No to proszę się zarejestrować do neurologa." Nie zdążyłam, a dalszą część znacie .
Przy pierwszym jak się okazało symptomie SM w prześwietleniu wyszła dyskopatia i coś jeszcze, ale nie pamiętam co, to nie napiszę. Zalecenia dostałam: męża nie nosić :) i te takie tym podobne różne,
Dyskopatia wprawdzie dotyczy odcinka lędźwiowego i jeszcze dwa lata temu tak było. Teraz, teraz to kręgosłup na całej swej rozciągłości mnie boli, a lewe biodro jak wiadomo mam lewe:) stopę zresztą też. Ciągnie się to od półtora roku...
Wiecie, jak z lekarzami jest...raczej poza swoją dziedzinę wychodzić czasu nie mają. Co dla nas potrzebujących często dobre nie jest. (Za to lubię medycynę chińską - człowiek jest w całości, a nie rozpączkowany na nogi, płuca, czy nawet skórę). Ja miałam jakieś tam szczęście w nieszczęściach (którego do końca nie wykorzystałam), że trafiałam na lekarzy różnych specjalności, którzy dopatrywali się w moich niedyspozycjach...stresu. Bardzo długo to bagatelizowałam. Przecież ja się nie stresuje, no jestem póki co niewyleczalnie chora, straciłam dwójkę dzieci, każdą najmniejszą pierdołę muszę przemyśleć, przetrawić, analizować, po dziesięciokroć ;/ ale przecież się nie stresuje...przewlekle :)
W pewnym momencie od lekarza dostałam receptę na "łagodne tabletki przeciwdepresyjne"...wykupiłam, przeczytałam ulotkę i schowałam na sam koniec szafki...przecież nie będę się faszerować, a czas leci.
Z rehabilitacji, chodzę na rehabilitację, a kręgosłup boli coraz bardziej...o ile lekarz przepisuje mi kolejne rehabilitacje, a neurolog każe ćwiczyć codziennie :) to żadne z nich nie chce słyszeć, że boli coraz bardziej, więcej i już prawie bez przerwy.
Czy mój kręgosłup może być tak bardzo w mojej głowie...? ;/
2 lata minęły...
...a mam wrażenie, jakby ten pierwszy zastrzyk w zimny deszczowy dzień był wczoraj, no może tydzień temu, ale tak czy siak zleciało :)
Pamiętam jak moja ciocia brała interferon, było to 10 czy 15 lat temu...a może i 10 i 15:) (bo miała to w nieszczęściu szczęście, ze dwa razy była w programie)
Wtedy leczonym można było być 2 lata i nie mówiło się otwarcie, że chodzi o fundusze...wówczas taki okres był optymalny. Pomoże Państwu, na tyle na ile interferon pomóc może...
Przykro mi, co dziwne nie jest, jak patrzę na kobietę, z którą jeździłam tandemem, chodziłam po górach, a ze zdjęć pamiętam jak Hubertus był i jej świętem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteście ♥