Dwa lata temu rozpoczęłam przygodę z SM-em moim własnym...
Zima piękna, biała i puszysta, tamtego roku w Krakowie trwała tydzień:)
Obserwowałam ją (całą) przez okno oddziału okulistyki jednego z podwawelskich szpitali :)
Wtedy zaczęłam przywykać do myśli, że i ja mam SM...jedni by nie dopuszczali myśli takich, a ja...ja miałam nadzieje, na miłe rozczarowanie:)
Od dwóch lat wiem, od 21 miesięcy wiem na pewno, a od 6-ciu lat (podobno) mam:) i mam się dobrze...chyba, że akurat niedobrze :)
Dziś wchodzę na oddział, jakbym latami tam bywała...chociaż z lekami, aż tak się jeszcze nie zaprzyjaźniłam. Pytam męża ostatnio, przy robieniu zastrzyku, "wyobrażasz sobie, że tak do końca życia?". Odpowiedź "tak", a moja reakcja...kobiecy smutek:). Mąż widząc, że miał odpowiedzieć nie wiadomo co, żeby było dobrze :) dodał "ale, niedługo coś wymyślą, żeby było bardziej przyjemnie" ;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteście ♥