Ocet jabłkowy, czyli jak z jabłka "zmarnować"... ogonki :)
Myśl o takim domowy occie, po raz pierwszy przemknęła mi w zeszłym roku..ale tak była prędka, że uciekła.
W tym roku wróciła, gdy zobaczyłam ilości papierówek w ogrodzie, a ponieważ w mojej "spiżarce" jabłkowych słoików zeszłorocznych jeszcze kilka, to uznałam, że
nie muszę jak najwięcej jabłka z jabłka przetworzyć na jabłka :) *
* tu się rozchodzi o to, że ja jabłka do słoików smażę, przeważnie w całości ze skórką (bez gniazd nasiennych :) ), albo bardzo cieniutko obieram (a do octu przyda się i skórka i miąższu trochę też)
Nie będę pisać o właściwościach zdrowotnych octu jabłkowego, gdyż, po pierwsze nie znalazłam, żadnych wiarygodnych źródeł naukowych, czy nawet zielarskich*, po drugie, każdy, kto z Was tu trafił i tak już ma własne zdanie na temat dzisiejszego bohatera:) (nas:) bo i ja mam, a pomimo całej mojej codzienności, wierzę w medycynę ludową, dawną, naturalną, a tu nie ma raczej zastrzeżeń, że ocet domowy, jest naturalnym lekiem)
A jesteśmy tu po przepis :) : zapraszam
* większość miejsc, w które trafiłam pisało o occie w samych superlatywach, jedne więcej inne mniej, każda podawała mnogość składników odżywczych octu i jego zastosowań
Mogę za to napisać o walorach smakowych octu :) Jest pyszny...kto z Was w zasadzie z chęcią wypiłby ocet sklepowy (nawet jabłkowy)? :) Ja też nie, a ten...powtórzę, jest pyszny :)
Oczywiście nie musimy go robić po to, żeby go pić, ale zróbmy, go, żeby używać :) Zastąpcie nim ocet, którego używacie w kuchni (np. do sałatek), a i na zdrowie wyjdzie i w kieszeni więcej zostanie :)
Co potrzebujemy
jabłka
woda
cukier
odpowiednie naczynie, ceramiczne, kamionkowe, szklane
obciążnik, coś co przytrzyma nasze jabłka pod wodą (kieliszek, talerzyk)
coś do mieszania, drewnianego, plastikowego, byle nie ze stali rdzewnej :)
gazę, sitko - ale te dopiero, za 2 - 4 tygodni
Co robimy
Jabłka:
Obrane jabłka smażymy do słoików, czy robimy kompot, może też być do słoików, zjadamy, czy robimy to co zazwyczaj robimy z obranymi jabłkami :)
Naszym numerem jeden dziś jest wszystko to, z czego je obraliśmy :) poza ogonkami, które wyrzucamy :)
**jeżeli skórka w niektórych miejscach jest brzydka, to takie miejsca możemy odkroić/wyrzucić
Naczynie, w którym będziemy robić ocet myjemy i wyparzamy
Obierki, pestki, gniazda nasienne, wszystko poza ogonkami umieszczamy w naczyniu (mniej więcej do 3/4 wysokości)
Zagotowujemy wodę, przelewamy do jakiegoś naczynia (jeżeli nie wiemy jaką pojemność ma naczynie, to odmierzmy szklanką, albo miarką)
Dosypujemy cukier (płaską łyżkę, na 250ml wody)
mieszamy, żeby się rozpuścił
Jak woda z cukrem wystudzą się, zalewamy nasze obierki, tak, żeby były 1-2cm pod powierzchnią wody i zarazem, żeby zostało 4-5 cm (przynajmniej) wolnej przestrzeni w naczyniu
Dokładamy nasz obciążnik, wyparzony! (u mnie szklanka)
Jak obciążnik dociśniemy, poziom wody się podniesie, musimy być pewni, że po dociśnięciu zostanie wolna przestrzeń w naczyniu (wystarczy niewiele, byle ściereczka, z którą się zaraz zmierzymy nie spotkała się z płynem czy obierkami)
Całe naczynie zakrywam ściereczką bawełniana, albo ręcznikiem papierowym i mocuję gumką
Przede wszystkim ma to na celu nie dopuszczenie muszek do naszego octu, ale ponadto, ściereczka przytrzymuje mój obciążnik pod wodą, co i jabłka tam trzyma :)
Taki zestaw trzymam na blacie kuchennym, w ciepełku, bo niedaleko kuchenki :)
Jak robiłam ocet w słoikach, to trzymałam w szafce, żeby wprowadzić ocet w odpowiedni nastrój ;>
(ciemność widzę :) )
Przez najbliższe tygodnie (w szczególności przez pierwszy) będziemy nasz ocet doglądać. Polegać to początkowo będzie na codziennym jego przemieszaniu.
Będziemy mogli w ten sposób też "nauczyć się" naszego octu i jego reakcji:) Ponadto pierwsze dni są ważne, bo jabłka są jeszcze lekkie, wody jest dużo, i mogą nam wypłynąć. To oczywiście będzie się działo:) ale jak będziemy o occie pamiętać, to nic nie zaszkodzi:)
Kolejne dni, jabłka są cięższe i nie wymagają codziennego zaglądania (są już raczej pod wodą cały czas, nawet pomimo parowania naszego płynu).
Gdy będziecie mieszać ocet będziecie zauważać, że na powierzchni tworzy się lekka piana. Jest ona jak najbardziej naturalna i potrzebna (chemia wiadomo ;) )
Jak rozpoznamy, że nasz ocet dojrzał do zabutelkowania
Gdy pewnego dnia odkryjecie, że już jej (piany) nie ma, a ocet w zapachu i smaku jest dobry...lekko octowy i lekko jabłkowy, oznacza, to że już :)
Gotowy będzie, po dwóch, do czterech tygodni. Gotowość uzależniona jest, w moich obserwacjach, od wielkości i rodzaju naczynia, jak i temperatury, chociaż, ta ostatnia latem, ma raczej znikome znaczenie (wszędzie jest ciepło :) )
Butelkę, słoik, w którym chcemy przechowywać nasz ocet należy wyparzyć
Umieścić w nim lejek z gazą
i przecedzić ocet:)
Z litrowego słoika wyszło pół litra octu:) i...kieliszek :)
Powodzenia i smacznego, a poniżej jeszcze kilka spostrzeżeń :)
Pierwszy ocet robiłam, w takim małym garnku kamionkowym, tu ocet był gotowy po dwóch tygodniach - małe naczynie i duża powierzchnia
napełniamy obierkami
zalewamy wodą z cukrem
umieszczamy obciążnik
u mnie znów szklanka, więc znów widać, jak widać :)
Potem szmatka, cierpliwość i mieszanie
A potem ocet się nie pieni :)
więc filtrujemy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteście ♥