wtorek, 2 października 2018

Bunkrów nie ma...

...ale i tak jest...inaczej ;)



W ostatnich latach kierunek naszych wakacyjnych wyjazdów znany (nam samym☺) nie był prawie do końca. I w tym roku przytrafiło się ;) podobnie.

Rozpoczęliśmy naszą podróż z domu rodziców, bo wiadomo, że do niewiadomokąd ☺ od nich najbliżej :)

Jeżeli wyjeżdżamy na Bałkany, a latem zawsze zmierzamy tam właśnie :) to kierujemy się jednym kryterium wyboru idealnego miejsca - pogodą.

Dziwnie brzmi myślenie o aurze jadąc na południe Europy latem? Otóż nie:) już któryś rok, w terminie naszego wyjazdu północne Bałkany w deszczu.
Kryterium wstępnie kilka państw wyeliminowało, a z reszty podobała nam się, Albania i Grecja :)
Kiedy podjęta została ostateczna decyzja...w Macedonii.
_________________________________________________
 ...już chyba zrobiło się wystarczająco zimno, żeby sobie przypomnieć ciepłe tygodnie, nie tylko z przed kilku tygodni ;)
Zapraszam :)

Albania



Takie niezbyt duże państwo na Bałkanach, o powierzchni niewiele większej od obszaru województwa lubelskiego i liczbą ludności, jak ta Krakowa z Warszawą i studentami ;)

Prawie 400 km wybrzeża, którym dzielą się dwa morza, a większa część reszty Shiqiperii to góry.

Niewielkość ;) Albanii, niech Was nie zmyli ;) Podróż z północy na południe samochodem (około 430km) to mniej więcej 7 - 8 godzin.

To nie był nasz pierwszy raz w Albanii, więc wiele rzeczy odebrałam całkiem inaczej niż 4, czy 5 lat temu.

Po pierwszym naszym pobycie w kraju, jeszcze wtedy miliona bunkrów, pięć lat temu, każdego napotkanego człowieka namawiałam na wakacje w Albanii...a dziś? Dziś też namawiam, ale naprawdę trzeba się pospieszyć...żeby zdążyć zobaczyć Albanię, a nie kolejne europejskie państwo - wakacyjny kurort, zadeptany przez "podróżników" z innych (nie tylko) europejskich państw i stratowany przez samych tubylców, co by móc dzięki tym turystom zarobić.

Teraz nasz wyjazd był absolutnie rekreacyjny :) Dlaczego? Widocznie tego potrzebowaliśmy, a Albanię zwiedziliśmy poprzednio dokładnie. Ja wiem, że i podróżowanie i poznawanie lokalnej historii, jak najbardziej relaksujące być może, ale my w tym roku postawiliśmy na parasol i maski ;)

Jak jechaliśmy do Albanii pierwszy raz, spodziewaliśmy się...

...spotkać zwierzęta, jakbyśmy je u nas nazwali - zagrodowe...tyle tylko, że nie wiedzieliśmy iż będą wszędobylskie :) Okazały się one nawet dla nas swego rodzaju egzotyką.


Dziś zwierzaków chyba mniej, ale za to charakterne  ;)

                                  

 ...bunkrów ...


I tak było istotnie, na każdym polu, każdej plaży, w miejscach dziwnych, przedziwnych i dziwniejszych. Jak jechaliśmy w tym roku, wyczytałam, że tubylcy, niektórzy nie dostrzegają potencjału schronów i wiele z nich zostaje burzona.
Skąd te bunkry? Albania miała swojego dyktatora E. Hodźę (rządził w latach 1944 - 1985), który to miał swoje wielkie obawy, fobie i inne strachy...
Albania, pierwszym oficjalnie ateistycznym państwem świata, Albania, w której niemożna było mieć prywatnego samochodu, Albania z której nie można było wyjeżdżać, Albania odizolowana, a w Albanii, wielki przestraszony wódz, bojący się ataków, swoich, najpierw sprzymierzeńców, potem wierzycieli, a w końcu i wrogów (Jugosławia, ZSRR, Chiny...)
Jak pojawia się nieprzyjaciel, to i potrzeba zabezpieczenia też...i tak w Albanii powstało blisko milion bunkrów, które zabezpieczyć miały życie i dać możliwość obrony każdemu Albańczykowi...
Żeby wątpliwości nie było, piszę to z pewną ironią...bo o ile bunkry podobno trudno zniszczalne, to jednak kraj pogrążony był w kryzysie, ludzie budujący schrony nierzadko tracili zdrowie, a i życie, a produkty pierwszej potrzeby były wówczas dobrami luksusowymi.

...że drogi są różne
   



I tak też było w istocie :) ale to okazało się dopiero, podczas odwiedzania miejsc, które odwiedzić należy. Samo przekroczenie granicy i pierwsze albańskie kilometry to marzenie wielu powiatowych dróg polskich :) Asfalt, jakby specjalnie dla nas świeżo rozpostarty ;) 
Jechaliśmy z północy na południe, od granicy do granicy, więc po tych wstępnych kilometrach było różnie, ale zawsze jakby asfalt, ewentualnie dziurawy asfalt i często ...najlepszy / najszybszy rodzaj asfaltu, czyli jego brak :)

Droga, na filmiku, czy te na zdjęciach, to szlaki komunikacyjne górskie, albo wiejskie.

Zdjęcie robię, przez okno, bo jakbym drzwi otworzyła, to by mi dyndały...nogi :)


A to ta sama droga, tylko gdzieś bliżej celu :)

Jak tamte drogi wyglądają dziś, nie sprawdziliśmy. Mieliśmy ochotę pojechać do pewnego miasta, o którym wspomnę niżej, ale nawet nawigacja nas zniechęciła - niespełna 80 km prawie trzy godziny :)

Co w Albanii może zaskoczyć?


Nie kończąc tematu dróg...myjnie samochodowe:) Wprawdzie na pewno nie tyle, co bunkrów, ale w miastach, miasteczkach, przy drogach, albo traktach w ogóle, mrowie, jedna obok drugiej i na każdym skrzyżowaniu :) Myjnia - lavazho - ma zdecydowanie prostszą :) konstrukcję, niż te, na które zaglądacie - wystarczy kawałek placu, myjka ciśnieniowa i ewentualnie kawałek plandeki imitującej daszek, czy wiatę, przy tych bardzie lux wersjach.

Bilety wstępu, do atrakcji, atrakcyjnych według tubylców jak mniemam najbardziej, wyższe dla cudzoziemców

Zwierzaki, jak już nas na drogach przestaną dziwić, okaże się, że one występują wszędzie :)

I wszystkie mają dzwonki, dlatego rano budzi nas dzwonkowa muzyka owcza...


w drodze na plażę kozia bądź krowia...




Wiecie co najbardziej chciałabym przywieść sobie z Albanii...dzwonek ;)

Oprócz takich gospodarskich, mrowie psów...przeważnie śpiących, no bo cóż robić w takim upale, zdecydowanie bezpańskich. Wydają się one niegroźne i myślę, że z założenia takie są, chyba że pilnują, albo są głodne.

Czemu z założenia? Jak po raz pierwszy wyjeżdżaliśmy z Albanii, a było to pewnie zbyt wcześnie dla psiaków, żeby się nie zdziwić, watahą całą, nie wiem co dokładnie chciały zrobić, ale rzucały się na jadący samochód z pewnością :)

I jeszcze szkieletory...
To w większości nie są trwające budowy, raczej młodsi bracia krakowskiego szkieletora, który zresztą już znika z panoramy miasta, a w Albanii, jakby ich coraz więcej...



A jak budowy to i zabobony, które w zbliżonej formie do poniższej obserwowaliśmy na wszystkich nowowznoszonych budynkach. Tutaj akurat na bardzo starym i bardzo zamieszkałym domu, ale zapewne i tak lalka przy pomocy czosnku mieszkańców chronić miała.

Tu mnie taka refleksja nachodzi, że człowiek nie może w nic nie wierzyć... znaczy musi w coś, albo kogoś, bo inaczej nie potrafi...


Jak już jesteśmy przy starym, to moje ulubione miejsce w Albanii - Gjirokastra.
Z resztą chyba nie tylko moje, bo wpisane jest na listę UNESCO.






Kodeks drogowy :) Jeżeli kiedykolwiek słyszeliście, że po wjechaniu na rondo możecie się zderzyć czołowo z innym samochodem, to i owszem :) Albańczykom zdarza się wjechać na rondo pod prąd szczególnie jeżeli mają wtedy bliżej do interesującego ich zjazdu / wyjazdu z ronda :) Są też ronda, na które wjeżdża się z pierwszeństwem mimo jak byk stojącego przed nim trójkąta żółtego,  i jak się wjedzie to się pierwszeństwo owo traci, co by wpuścić innych wjeżdżających ;)

Za co lubię Albanię ;)


za plaże





...i od razu napomknę, żeby pokochać albańskie plaże należy się trochę pogimnastykować...powspinać i pochodzić ;) a do tych najpiękniejszych najpierw dojechać:)






Warto ☺
A zdecydowanie nie warto iść na plażę miejską, jeżeli jesteśmy w kurorcie, bo nie pokochamy Albanii :) 
Piękniejsze jest wybrzeże jońskie, czyli południe Albanii i zdecydowanie nie polecam Ksamila.

Tą miejscowość odwiedziliśmy po pięciu latach i cieszę się, że miałam okazję zobaczyć ją wówczas, kiedy nie była jeszcze tak dramatycznie sterroryzowana przez turystów (jak się okazało w tym roku, Polaków głównie) i zabudowana przez tubylców, knajpami, przesłaniającymi widoki przede wszystkim. 

za widoki





za jedzenie ;)


zwałaszcza za figi i to zdecydowanie zielone :) za owoce morza





i inne owoce jak opuncja, którą pierwszy raz w życiu jadłam i ...nikt mi nie powiedział, żeby nie dotykać :)



 i za bałkańskie słodycze, jak na przykład ciasto włochate :) baklawe, czy to trzecie, które w smaku przypomina bardzo ciasto pomarańczowe.



Wspomnę jeszcze o serach. Kupując ser w sklepie, w markecie, zawsze ma się wrażenie, że się cofnęło w lata dzieciństwa, gdzie ser żółty, czy biały miał smak sera :)

Jedzenie w ogóle ma dobry smak:) , a ceny polskie:) Pięć lat temu zwróciłam uwagę na to, że dżemy sklepowe mają domowy skład, czyli owoc i cukier - da się, da :)

Tak na prawie koniec co nieco o cenach, pieniądzach i płaceniu.
W Albanii płacimy lekami


Wymienić euro można, w kantorach, czy bankach, ale i w sklepie zapłacić euro i resztę lekową otrzymać można. 
Ceny noclegów nie wzrosły, za jedzenie (w restauracji) zapłacimy więcej niż przed laty i obrazowo ten wzrost przedstawię, jako taki z poziomu zachęcającego wówczas, do nieodstraszającego teraz ;)

Dla wszystkich, was, którzy chcielibyście pojechać do Albanii, a po drodze zobaczyć co nieco więcej, a nie jak my w tym roku, niewiele ;) to zapraszam do wpisu z zeszłego roku i naszej podróży do Grecji z przystankami ;) Bo trasą jechaliśmy tą samą...

Może też być trasa przez Czarnogórę, bardziej....rozrywkowa :)


i bajkowa



I tak naprawdę w tym roku pierwsze nasze zwiedzanie miało miejsce w drodze powrotnej i to nawet nie w Albanii :)

Greckie Metory


Meteoros z greckiego, zawieszony w powietrzu, czy między niebem, a ziemią, co mi podoba się bardziej. Są to skały, które upodobali sobie mnisi samotnicy, później i mniszki samotniczki ;) budując na szczytach masywów skalnych klasztory. Dzisiaj samotność, zakonnicy mają jedynie raz w tygodniu, ponieważ każdego dnia tygodnia, jeden, bądź dwa klasztory z tych udostępnionych turystom są zamknięte.



Przy Meteorach spędziliśmy dużo więcej czasu niż zaplanowaliśmy, więc na w sumie zaplanowany nocleg do Kumanowa dotarliśmy późno. Nie nocowaliśmy tam jedynie dla odpoczynku, ale i dla targu, który i w zeszłym roku odwiedziliśmy :)

Obładowani oliwkami i innymi dobrami natury, zaopatrzyliśmy się również w piekarni...mąż mój szaleje za bałkańskimi burkami, najlepiej z serem :)
Na wypadek wielkiego głodu (na granicy serbsko - węgierskiej, można sobie postać) kupiliśmy...chlebek, a jego smak czuję do dziś dnia :)



Przypomnijcie sobie, zapach piekarni, z dawnych lat, smak i zapach chleba z tamtych czasów...

Jak zawsze zarzekałam się, że spać nie będę, że będę odpowiedzialnym pilotem i towarzyszem podróży męża kierowcy....po czym obudziwszy się nagle, niespodziewanie i dlatego tylko, że mąż się zatrzymał, zapytałam....czemu oni tu mają polskie napisy :/ i wierzcie mi, że wypowiadając te słowa starałam się, sobie wyobrazić, co to za język, jak polski i brzmiący i w zapisie identyczny...


Szczęśliwie dojechaliśmy ;) 
I jestem przekonana, że do Albanii jeszcze wrócimy :) bo tam jest inaczej, czyli...niezwykle :)


15 komentarzy:

  1. Ach, jki piękny i jaki zachęcający wpis!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Robiłam sobie smak na ten wpis i nie zawiodłam się, same ciekawe rzeczy piszesz i istotne dla turysty informacje.Czuję się zachęcona, tym bardziej, ze tłumów nie widać:-)
    Pozdrawiam ciepło:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy tydzień naszego urlopu, to jeszcze sezon byl, ale drugi po ;) i pusto było :) Ale też jest tak, że wybieramy takie miejsca, trochę mniej ludne:)

      Usuń
  3. Same ciekawe rzeczy - dzięki, Basiu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tych bunkrów prawie a nie widać spośród tych wzgórz :) Lalka z czosnkiem mnie rozbroiła. Ale jak widać Albania to ogólnie ciekawy kraj. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolinka, to ja ciekawa jestem ile kóz na zdjęciu w drodze na plażę naliczyłaś :) bo mój mąż żadnej :)

      Usuń
  5. Albanią zachwycony był mój Młodszy, który jest podróznikiem i geografem. Ja tam nie byłam ale teraz żałuję.
    A w greckich Meteorach zakochałam się dosłownie i w przenośni. I nie wiem jak ale tam weszłam, choć wyglądają jakby było w niebie.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jadąc do Meteorów bałam się, że się rozczaruję, tak wiele słyszałam zachwytów...na szczęście dla Meteorów spełniły moje oczekiwania ;) Ale też dlatego, pewnie, że byliśmy po sezonie, ludzi i tak było dużo, ale znośnie ;) więc co jest w sezonie wiedzieć nie chcę ;)

      Usuń
  6. Piękna podróż, plaże niebiańskie. Albania znajduję się na mojej liście, mam nadzieję, że kiedyś tam dotrę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja mam nadzieję, że uda Ci szybciej niż później, bo jednak z roku na rok Albania się zmienia...nie zawsze na korzyść.

      Usuń
    2. Też mam taką nadzieję i wiem, że tak się dzieje z wieloma miejscami podobnie :/

      Usuń
  7. Nigdy nie planowałam jechać do Albanii, ale teraz chyba zacznę :) Lubię takie surowe miejsca, nie zastawione parawanami i bez tłumu turystów. I te zwierzęta chodzące po ulicach - zakochałam się :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteście ♥