Lucyna Ćwierczakiewiczowa,
bez wątpienia uwspółcześniła kuchnię swojej epoki.
Dzisiaj z pewnością wciąż byłaby w gronie najpoczytniejszych autorów nie tylko książek
kulinarnych, ale i mentorem, przez autorkę nazywanego higienicznym, sposobu odżywiania, co w jej czasach, było w najlepszym razie niedoceniane.
Kuchnię
jej charakteryzują dania zaboru rosyjskiego, podobnie, jak
kuchnie zaborów austriackiego i pruskiego również przejęły specyficzne cechy.
Dzisiaj kulinarne granice dawnych czasów są coraz mniej zauważalne, jednakże
jakbym poprosiła Was o podanie dań, czy składników, które utożsamiacie ze swoim
regionem, mogłoby się okazać, że to co nasi dziadkowie i rodzice wynieśli z
domu my wciąż powielamy.
Przepisy Ćwierczakiewiczowej
nawiązują do różnych kuchni europejskich, włoskiej, niemieckiej, angielskiej, rosyjskiej (co oczywiste), jak również i chyba przede wszystkim francuskiej.Książka 365 obiadów
zawierała jak najbardziej najzwyklejsze
przepisy, jak na czasy ówczesne.
Była normalną książką kulinarną swoich czasów
Była normalną książką kulinarną swoich czasów
Z opowieści rodzinnych wynika, że dość aktualna była i
w latach dziecięctwa moich rodziców, a przynajmniej tej ich części pochodzącej
z terenów rolniczych. Bo o ile dla mnie zupa żółwiowa brzmi co najmniej
maskabrycznie, a rakowa kojarzy się jedynie z wycieczką do dobrej
restauracji, to raki (hodowlane) dla
mojej mamy nie były niczym nadzwyczajnym. A w czasach autorki, były jednym z oczywistszych składników, który można było nabyć niedrogo, nieoddalając się zbytnio od domu :)
Do zwierzyny (jak autorka nazywa dziczyznę) dostęp miał
każdy, a jak samżył na fryturze wiedziała, że ma do czynienia z tłuszczem okołonerkowym wołu, a nie na przykład olejem palmowym.
Otworzyłam 365 obiadów…
czyta się jak fantastyczną,
wciągającą, powieść, z nutką grozy i szczyptą humoru.
Zanim przejdę do przepisu :)
Pani Lucyna w przedmowie do
wydania XX pisze J
Żonom zawsze powtarzam, że smacznie przyrządzony obiad jest podstawą szczęścia
domowego i dobrego humoru męża. ;)
Dzisiaj pewnie w miejscu żona i męża moglibyśmy wstawić
Żonom / mężom i podobnie żony / męża. A od siebie dodałbym jeszcze, że to
drugie, co to ten humor ma mieć dobry powinno umieć docenić pracę włożoną, w
nawet najmniejszy i najszybszy posiłek wykonany przez to pierwsze ♥
Co przygotowujemy
Długo zastanawiałam się, co Wam pokazać dnia pierwszego, bo jak się pewnie domyślacie kilka przepisów wypróbować już musiałam:)
Taki uśmieszek się pojawił na mych ustach ...klasyka klasyki...rosół:) Na szczęście zdążyłam się roztopić, zanim skończyłam się uśmiechać :)
Taki uśmieszek się pojawił na mych ustach ...klasyka klasyki...rosół:) Na szczęście zdążyłam się roztopić, zanim skończyłam się uśmiechać :)
Zdecydowałam się, że będą to...bliny...nawiązanie do zaboru rosyjskiego, bezglutenowy brawie:) w oryginale i prostota. To ostatnie wydało mi się najistotniejsze dziś:) ponieważ:
- już się powyżej wystarczająco zbyt dużo rozpisałam
- jest większa szansa, że zrobicie
- dotrzeć mogę tym przepisem do większości z Was czytających :)
no to...
Bliny
Oryginalny przepis |
Mój przepis
szklanka mąki jaglanej
większe pół szklanki mąki gryczanej
szklanka ciepłego mleka
łyżka miodu
drożdże kawałek (20g)
U mnie obie mąki zmielone z kasz.
W mleku rozmieszać drożdże, miód i zasypać łyżką mąki. Zostawić, aż zaczyn zacznie pracować.
Wlać do pozostałej mąki i wyrobić ciasto. Ciasto ma być gęstsze niż naleśnikowe.
Gdy ciasto podrośnie wymieszać i znów zostawić do rośnięcia (w oryginale, tak postępować kilka razy, aż...przestanie bardzo rosnąć. Myślę, że to się sprawdza, przy mące pszennej! Ja przy jaglanej mieszałam dwa razy.
Jak już będziemy mieli smażyć to dokładamy 3-4 żółtka - miksujemy. A z białek ubijamy pianę i na koniec delikatnie wmiksować.
Pani Lucyna każe odczekać 10 minut, więc czekamy i smażymy na maśle klarowanym ("nie należy żałować")
Rozlewamy ciasto (chochlę) po całej powierzchni małej patelni. Smażymy z dwóch stron. Usmażone kładziemy jedne na drugich. Ja "zamknęłam" pomiędzy dwa głębokie talerze, a Pani Lucyna proponuje kłaść na talerz umieszczony nad para wodną.
Do blinów podaje się młode, rozpuszczone masło i kawior lub świeża śmietana.
Już same są pyszne! ☺
Do połowy ciasta dodałam zioła - oregano i bazylię i ja jadłam taką wersję, oczywiście z masełkiem :) a mąż jadł z dżemem:)
Kawioru nie było :) śmietany też :)
Kawioru nie było :) śmietany też :)
Przepis bardzo prosty*, bliny przepyszne ♥
*wiem co piszę :)
Smacznego :)
_______________
na podstawie: 365 obiadów Lucyny Ćwierczakiewiczowej według wydania XXIII opracował [...] Jan Kalkowski
na podstawie: 365 obiadów Lucyny Ćwierczakiewiczowej według wydania XXIII opracował [...] Jan Kalkowski
Ależ pięknie wyglądają. A dlaczego mają być nad parą (lub przykryte)?
OdpowiedzUsuńŻeby nie wystygły zanim wszystkich nie usmażymy ;) i żeby nie wysuszyły... tak myślę:)
UsuńCzęsto w swoich przepisach autorka zwraca uwagę na to, żeby jedzenie nie było podawane zimne, czy żeby dodatki nie wyziebialy zasadniczego dania...
W pogodę jak dziś to mam nie grozi ;) bo i gorąco i parno ;)
Jadłam na wschodzie, chyba się skusze zrobić.
OdpowiedzUsuńSkuś się 😄
UsuńTakie jedzone na wschodzie...w sensie tam gdzie się je je😉 częściej musiał być wypracowane i pyszne :)
Zrobię, jak tylko na dworze będzie mniejsza patelnia ;)
OdpowiedzUsuńJa je robiłam jak patelni jeszcze nie było ; ) dziś bym się nie podjęła 😄
UsuńPogoda nie na bliny 😂
Blinów jeszcze chyba nie jadłam, ale jak znajdziesz gdzieś przepis na kotyki, to będę twoją dłużniczką. Moja babcia robiła najpyszniejsze, ale już nie żyje od kilku lat, a nikt nie umie odtworzyć przepisu. Pozdrawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam ;) i od razu wzbudziło to moją ciekawość;) czuję że będę moje starocie wertowac w każdą stronę, żeby znaleźć 😉
Usuń