Kowalstwo artystyczne - rzeźba - malarstwo - haft - szydełko - druty - zbieractwo :) - starocie
To tylko niektóre artystyczne pasje, które od pokoleń "dręczą" moją rodzinę
Pradziadek - kowal artysta
Dziadek - rzeźbiarz, malarz, zbieracz
Babcia - dziewiarka
Mama - hafciarka
Brat - malarz
Więc jak ja bym mogła się całkowicie wyalienić :)
Dzisiejszy wpis zasadniczo jest o dziadku i jego świątkach - jak nazywał swoje rzeźby ♥
Odkąd pamiętam były:) w każdym zakątku domu i ogrodu dziadków. W mieszkaniu moich rodziców, ciociów :) i wujków. Jak wyczytałam ostatnio w zapiskach dziadka, za sprawą znajomych i znajomych znajomych :) zawędrowały do NRD nawet :)...czy dalej?
Dziadek dużo wolnych chwil poświęcał rzeźbie...i chyba miał nadzieję, że jego wnuk jedyny, przejmie drewniane dziedzictwo. Jedyny wbiwszy sobie dłuto w rękę, w pierwszej klasie liceum plastycznego...postawił na pędzel :)
Świątki, nagle zaczęły znikać...z miejsc, w których do tej pory "żyły". Ja chyba tego nie zauważałam. Nie mieszkałam z rodzicami, u cioć się nie przyglądałam...a u babci stały i stoją, więc wszystko wydawało się normalne.
Jednego swojego, mi dedykowanego, zawsze miałam, gdzieś blisko...nie na widoku (długo nie doceniałam ich uroku), ale był :)
Pewnego dnia, znalazłam zapomnianego, leżącego w szafie świątka. Nie był to rozmiar ogrodowy, ale na tyle duży, żeby się zastanowić...gdzie jest reszta!
Pytając, tych co by wiedzieć mogli, dostawałam odpowiedź w formie...wzruszenia ramiona :)
Wróciłam do domu, z dużym świątkiem,
porwałam po drodze jeszcze dwa od babci, wyciągnęłam swojego...i wyjęłam farby :)
Po co? Bo mnie olśniło...mój świątek lata przeleżał w pudle...bo był taki... niedzisiejszy :/
Odkąd pamiętam były:) w każdym zakątku domu i ogrodu dziadków. W mieszkaniu moich rodziców, ciociów :) i wujków. Jak wyczytałam ostatnio w zapiskach dziadka, za sprawą znajomych i znajomych znajomych :) zawędrowały do NRD nawet :)...czy dalej?
Dziadek dużo wolnych chwil poświęcał rzeźbie...i chyba miał nadzieję, że jego wnuk jedyny, przejmie drewniane dziedzictwo. Jedyny wbiwszy sobie dłuto w rękę, w pierwszej klasie liceum plastycznego...postawił na pędzel :)
Świątki, nagle zaczęły znikać...z miejsc, w których do tej pory "żyły". Ja chyba tego nie zauważałam. Nie mieszkałam z rodzicami, u cioć się nie przyglądałam...a u babci stały i stoją, więc wszystko wydawało się normalne.
Jednego swojego, mi dedykowanego, zawsze miałam, gdzieś blisko...nie na widoku (długo nie doceniałam ich uroku), ale był :)
Rzeźby zaczęły znikać, bo chyba przestały wpasowywać się, we współczesne, ówczesne wnętrza i mody :)
Pewnego dnia, znalazłam zapomnianego, leżącego w szafie świątka. Nie był to rozmiar ogrodowy, ale na tyle duży, żeby się zastanowić...gdzie jest reszta!
Pytając, tych co by wiedzieć mogli, dostawałam odpowiedź w formie...wzruszenia ramiona :)
Wróciłam do domu, z dużym świątkiem,
porwałam po drodze jeszcze dwa od babci, wyciągnęłam swojego...i wyjęłam farby :)
Po co? Bo mnie olśniło...mój świątek lata przeleżał w pudle...bo był taki... niedzisiejszy :/
Moje światki, trzydziesto - czterdziestoletnie w jedno przedpołudnie zrobiły się...dzisiejsze ♥
I pamiątka, która zyskała drugie życie:)
Co by dziadek powiedział?
Myślę, że by się ucieszył!
A wiem, że jego ogromną zasługą jest to jaka jestem i gdzie jestem :)
Jeżeli odniosłabym się do wyliczanki, z początku wpisu:
Ja - dziewiarka, zbieracz, wielbicielka staroci, wysłużonych mebli, książek, przynajmniej mających tyle lat, co moi dziadkowie i artystyczna dusza, jak oni wszyscy...
Dziadek na pewno by się ucieszył widząc, że jego prace dostały nowe życie. Piękne takie podświadome przekazywanie pasji w rodzinie :)
OdpowiedzUsuńTak, to chyba jest, że człowiek upodabniania się do ludzi, z którymi, żyje, przebywa, jest :)
UsuńŁadne!
OdpowiedzUsuń:*
Usuń