SaMotność wśród ludzi....
Przecież nie jesteś Sam, jest żona, mąż, dzieci, rodzice, przyjaciele, znajomi. Nie odeszli są. Nie zostawili Cię, są.
To czemu czujemy pustkę, alienację, odosobnienie....SaMotność?
Ok! Mogę generalizować...może chodzi tylko o mnie, albo tylko o mnie i nielicznych z Was...
Mamy taką niezwykłą chorobę, która u każdego może objawiać się inaczej...jesteśmy chorzy na to samo, a potrafimy się nie rozumieć. Mamy różne problemy i inne dysfunkcje.
Ostatnio gdzieś przeczytałam, czy usłyszałam: "Co łączy chorych na stwardnienie rozsiane? Diagnoza SM." Niestety humorystyczna przypowieść to nie jest...
Mam SMowych znajomych bliższych i okazjonalnych...nasze spotkania i rozmowy zawsze zahaczają o chorobę. Z czego to wynika? Nie mamy innych pogodniejszych tematów ? Chodzi raczej o to, ze nie mamy z kim poza sobą o chorobie rozmawiać.
We własnym sosie nie wyczuwa się SaMotności, pomimo tak różnych problemow i niestety też różnych własnych opinii na temat tego kto z nas ma teraz mniej lub bardziej komfortową sytuację.
SaMotność pojawia si wśród najbliższych...przyjaciół i rodziny.
My (ja) chcemy rozmawiać o tym co jest, o tym co można zrobić, o tym co robią inni, a czego nie robią, o tym co będzie, o tym jak się czujemy o tym co nas męczy, a co denerwuje.
Chcemy żeby nas pytano...
Chcemy żeby o nas dbano...
Chcemy, żeby czasem coś za nas zrobiono...
Chcemy czuć opiekę i zaangażowanie...
Nie jest tak ze bliscy nie chcą nam tego wszystkiego dać...albo, że nie dają nam niczego od siebie...raczej nie wiedzą w jaki sposób, jak również pomimo chęci, nie rozumieją naszych problemow i zachowań.
Myśle, że bliscy nie chcą zbyt często rozmawiać na temat choroby, bo nie chcą, by osoba chora ciągle myślała o swoich kłopotach. To wynika z miłości, dobrej woli a nie z egoizmu i braku zainteresowania. Poza tym nie każdy potrafi poruszać trudne tematy. ważne, by rodzina, przyjaciele byli przy nas i na nasze wezwanie, prawda?
OdpowiedzUsuńPowiedzmy, że znajomi czują się w jakiś sposób niezręcznie...powiedzmy też, że SM jest takie nieodczarowane wciąż, więc nie do końca wiedzą jak się zachować. Chociaż, też powiedzmy:) że ze mną mają sytuację nietrudną, bo mojej niepełnosprawności nie widać, o chorobie sama nie mówię,a jak mówię to raczej z uśmiechem jednak (bo zasadniczo dostrzegam dużo plusów - na dziś co będzie za jakiś czas :) czas pokaże)
UsuńAle schody pojawiają się w rodzinie, bo część nie daje mi zapomnieć, że o mnie pamięta :) ale jest część, która ani razu nie zapytała o nic...nie mówię o dalekiej rodzinie a najbliższej...nie mówię o pytaniach trudnych, dotyczących nikomu nieznanej przyszłości:) ale o dzisiaj :)
A poruszanie trudnych tematów to i tak tylko głównie w gronie ja - mąż, ja - rodzice, ja - bliskie osoby chore...nigdy nie chciałabym, nikogo spoza tego grona angażować w tematy trudne :)
Bo też trudno wysłuchiwać użalań :) nade mną
To prawda, zdrowym trudno jest rozmawiać o chorobie.
OdpowiedzUsuńNie umiemy; boimy się, że powiemy coś nie tak, że popełnimy nietakt, że zasmucimy... A może te obawy są niepotrzebne?
Bo osoba chora właśnie chce takiej rozmowy?
A samotność...
Chyba gdzieś tam, bardziej lub mniej, jest wpisana w żywot każdego człowieka...
Trudno mi pisać za wszystkich :) ale dla mnie i dla wielu osób borykających się z chorobami, które znam, raczej pojawia się wyczekiwanie na zainteresowanie tych zdrowych nami :) Nam chyba trudno wyobrazić sobie, że coś może być nietaktowne :) Myślę, że chodzi o to żeby zapytać, a nie o to, żeby się zastanawiać, czy nie sprawimy przykrości :) Człowiek "zdrowy", nawet jak ma przysłowiowy "katar" chce czuć się zaopiekowany :)
UsuńA wystarczy: jak się czujesz...wtedy wiemy, że bliscy gdzieś tam w środku pamiętają, że nie jesteśmy całkiem zdrowi i cieszymy się jak dzieci, że nie dość, że pamiętają, to są:) Ja czuję się lepiej wśród ludzi, którzy w sposób dla mnie widoczny...pokazują, że moje samopoczucie w chorobie jest dla nich ważne :)
Samotność to chyba faktycznie też jest taka cywilizacyjna choroba :( można być samotnym w domu...będąc w rodzinie, samotnym w przekonaniach...których nie wypowiadamy, samotnych...:(