wtorek, 2 lipca 2019

Elektryzujące przechodniów dyscypliny sportowe

Czyli elektryczne nie tylko hulajnogi


Ja wiem, że już w eterze cichną rozmowy o miejskich, chodnikowych, elektrycznych  hulajnogach...przynajmniej do...mam nadzieję jak najdłużej.

U mnie dziś ciut :) i wcale nie o tym, że trotuarami, jakby moja ciocia powiedziała, jeżdżą, bo ja spotykam je tylko na chodnikach z wydzieloną częścią dla rowerów i nią właśnie mkną owe elektryczne wozidła, ewentualnie po drogach...ale taką spotkałam dwa razy i wiozła dwoje dorosłych, zakochanych, ulicami starego miasta, więc wybaczone ;)

Czy są zagrożeniem na tychże pasach...to temat na inny wpis, który nigdy nie powstanie, ale ...tak, w mojej ocenie i obserwacjach.

A apropo wydzielonych części chodnika, rolki, to bardziej pieszy, czy rower ;)

Wczoraj wracam skądś na nogach, więc chodnikiem. W cieniu pod drzewem stoi chłopiec lat 7 - 8 - 9, wypija łyka, może dwa wody mineralnej, zakręca butelkę, pakuje do nerki - torby, zamyka i zaczyna biec (znów biec, bo w cieniu, pod drzewem to tylko przerwa była :) )

Jeszcze się za nim obracam, a zwracając się z powrotem w swoją stronę wzrok mój napotka...chłopca około trzydziestoletniego na deskorolce...szybko przemknął obok mnie, a ja i za nim podążyłam wzrokiem i dopóki nie był dla mnie zbyt daleko, łudziłam się, że ściągnie jedną nogę z tejże deski i się odepchnie ;)

Moje myśli znów wróciły do chłopca... nie zastanawiałam się, czy za 20 lat zamieni bieganie na elektryczne buty...zastanawiałam się, czy patrząc na niego wcześniej nie uderzyła mnie bijąca od niego zbyt ogromna...zbyt wcześnie...ambicja.

Spotkaliśmy się znów, kilometr dalej...ja szłam wzdłuż drogi, a jeden tramwajowy przystanek przejechałam, on wybiegł od strony łąk i pól...

Co ja robiłam będąc w jego wieku 1 lipca, na początku wakacji...też biegałam...ale to się nazywało berek, gra w chowanego, podchody, piłka, badminton...z koleżankami, czy kuzynostwem...

I nie zelektryzowały mnie wczoraj elektryczne hulajnogi, czy deskorolka, a mały chłopiec...a może obaj...

6 komentarzy:

  1. Budowaliśmy szałasy z koców i gałęzi, jeździliśmy na wrotkach, skakaliśmy w gumę, w piaskownicy bawiliśmy się w sklep... to były czasy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szałasy to nawet w domu z krzesłami;)
      my w piaskownicy to w ciastkarnię ;) A sklep najfajniejszy był pod namiotami...najbardziej poszukiwanym dobrem były zwędzone...rodzicom buty ... :)

      Usuń
  2. Też uważam te elektryczne deskorolki i hulajnogi za niezbyt bezpieczne, zwłaszcza dla otoczenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A całkiem szczególnie dla małych szkrabów, które niekoniecznie zawsze są nawet same dla siebie przewidywalne...

      Usuń
  3. A mnie jakoś ominął temat elektrycznej hulajnogi. U nas w domu ma sie najlepiej tradycyjna, choc może i nie, bo jest do skoków przystosowana. Zajęła miejsce roweru. Króluje na tarasie i młody człowiek czasem na niej pomyka na "bojo". Nawet raz tak gruchnął, że aż obojczyk złamał :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatni raz na hulajnodze...prawdziwej i napędzanej siłą własnej nogi jeździłam w tychże właśnie czasach, w których teraz jest Twój młody człowiek:)
      Była niebieska i miała koła jak w bmxie ...taka terenowa była, choć koła owe białe były:)
      Mój brat też na "bojo" chodził;) A ja to tylko na dwór;)

      Usuń

Dziękuję, że jesteście ♥