Kiciuś miała ☺
A dzisiaj Kiciuś chciałaby Wam coś opowiedzieć...
Tylko jeszcze wtrącę coś ja:)
Czarny, domowy, niezwyczajny. W zależności od nastroju, Pani, jak i kota, Kot, Kiciuś, Żabusia Pańcina, Tysia - od Ptysia, Stój, Nie Wolno...
Widzi radość i smutek, widzi problemy, lecz nie widzi przeszkód i chyba jeszcze duchy widzi :) czy coś, czego Pańcia nie widzi.
Mądrość ludowa mówi, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, według mnie najwierniejszym, ale jednak miała Basia (babownia.pl) rację pisząc, że lizus :)
A kot? Kotu się należy, a skoro się należy to dostanie (i zrobi wszystko, żeby tak się stało ☺), a jak dostanie, to się odwdzięczy...
I to nie jest jakieś tam psio - kocie współzawodnictwo o względy, bo każde jest przyjacielem człowieka, tylko ma różne narzędzia i możliwości do bycia i życia z nami - człowiekami.
Nie wydaje się Wam, że nawet najmniejszy Pimpuś ma większe szanse na uratowanie swego Pana z opresji... Wyobraźmy sobie, że Pan / Pancia się przewróciła na oblodzonym chodniku w zaułku ciemnym...Pimpuś biegnie, szczeka, zwraca na siebie uwagę. Mojej by nie zwrócił, bo dramatycznie boję się obcych psów, które nie sięgają mi przynajmniej nadkolan ;) Ale, że "Jorków" jak mrówków ostatnio i nie każdy się boi, to ktoś w końcu by do psiaka zagadał i poszedł za takim w ciemny zaułek. Happy End, Mission Complete - Pancia uratowana.
A kot? Jeżeli już się, w ramach wyjątku, zdecyduje ratować Pana i przykładem Jorka pobiegnie, poza zaułek, to miauczeniem wymiauczeć może co najwyżej głaskanie, miskę mleka, ewentualnie adopcję, no i dla kota Happy End i Mission Complete, a Pan...cóż...życie, jakby to powiedział mój brat ;).
Na brutalnie, też można próbować, czyli tak zwrócić na siebie uwagę, żeby za mną poszli...skoczyć na głowę? Miauczeć wniebogłosy? Nie! Nawet inne Pancie i Panowie mogą nie zaufać obcemu kotu, a nawet wręcz uznać, że to Pani Kot i...szuka Pana Kota (chociaż to raczej On Ją znaleźć powinien ;) )
W ogólnym rozrachunku nawet najmniejszy psowaty ...może więcej.
Kotka, lat 10, nasza pierwsza poślubna adopcja. Kolor zobowiązuje, więc charakter ma iście...skomplikowany ;)
Swoje stado (ja i mąż, z naciskiem na Ja, chociaż są tacy, co podkreślają męża) kocha naprawdę bardzo ;) A każdy kociarz wie, że co jak co, ale w stadzie i to jeszcze z miłością w rytmie wszystkich kocich mruczeń i pomrukiwań, kotowate nie żyją :)
Kot zdecydowanie chce już dojść do głosu, bo w ogóle nie reaguje na moje nie możesz skakać z tego regału na ten kredens. Zazwyczaj może, ale niekoniecznie może może jak co dopiero uwolniła się od szwów i pooperacyjnego kaftana ;)
Co na to kot?
Chcąc nie chcąc do Pańci ciut bardziej, czuję kocią miętkę bo: nie zapomina o jedzeniu, a jak zapomni, to jak na nią nakrzyczę to od razu biegnie, albo woła Pana, żeby dał mi jeść. Pan wprawdzie się trochę ociąga, ale nie mogę narzekać, bo z głodu nie umrę, a Pani ze swoimi do Pana męskimi sprawami to dłużej czeka...no wiecie coś skleić, przykleić, przybić, przywiesić, wynieść, ja to się nie znam, ale Pani często mówi "zrobić w końcu". Zawsze mu przypomina, żeby mi wody do dzbana nalał...tak dzbana i co się dziwisz! Mam stary wielki emaliowany dzban na wodę i z niego piję. Wody i na miesiąc by starczyło, ale Pani, nie wiem czemu moją wodą podlewa kwiatki.
Pan mi sprząta kuwetę....kociaboziu, jak ja nie lubię tego miejsca, ale nie napisze Wam co robię jak nie patrzą, bo by na mnie nakrzyczeli, a poza tym każdy musi mieć jakieś swoje tajemnice :)
Jak Pan już przyjdzie dać mi jeść to mówi "ale trzy miski są pełne", a Pani zawsze krzyczy z pokoju w mojej obronie, "nie trzy tylko dwie, a mokre już jest suche!" Jesteśmy z Panem w kuchni, ja siedzę przy misce on szpera w szafce...już tracę nadzieję, a jak pan się odzywa do Pani "nie ma" to łapki opadają...Pani jest już w kuchni, zagląda gdzie Pan zaglądał, podaje mu wersje z łososiem i nawet nie przemawia jak zwykle...
Śpię z moja Panią, bo ona jest fajna i tak słabo śpi, że jak już się przytulę, albo położę na brzuchu, to ona się nie rusza, żebym mogła się wyspać. Kiedyś było gorzej, bo sobie wsadzała do uszu coś pomarańczowego i w ogóle jakby zapominała wtedy o mnie. Trochę czasu zabierało mi zsunięcie jej z jej poduszki, ale jak się już udało, to obie mogłyśmy spokojnie przespać noc... Na Panu to w dzień śpię, bo Pan jak wraca z zza drzwi to się kładzie i leży, to ja wykorzystuję jego najedzony brzuszek na drzemkę...
Pan się więcej ze mną bawi, a Pani to więcej tuli, przytuli. Mam taką myszkę co mi ją przynieśli kiedyś, bardzo ją lubiłam nosiłam ją do łóżka, wkładałam pod kołdrę, nosiłam do miski, do kuwety, wszędzie, nawet nauczyłam się miauczeć z myszką w pyszczku...ja nie wiem, czemu mi ją zabrali, przecież ja się nią opiekowałam...
Pani i Pan mają jedną wspólną wadę, albo wyjeżdżają na weekendy i mnie zostawiają, albo mnie zabierają ze sobą i to jest jeszcze gorsza ich ułomność. Wkładają mnie do takiego różowego z dziurami pudła, a potem zanoszą gdzieś i tam jest hałas i albo zimno, albo gorąco i taki straszny hałas, a czasem to Pan tak jakoś zrobi, że ten hałas jest nie do wytrzymania...udało mi się nawet dziurę w tym różowym zrobić i się wydostałam...a Pani zrobiła ze znów nie ma dziury :/
Potem znowu gdzieś idziemy i są fajne miejsca i głupie też są. Zawsze jak gdzieś jedziemy są inne male jak ja koty...oni coś mówią, że to moja mama jest, ale ja nie wiem...albo nie-koty, nieduże i hałasują, albo duże i w ogóle nie hałasują...boję się ich więc się chowam. Są też inne Panie i Panowie...jest taka co ma białe włosy, u niej mnie czasem zostawiają, na bardzo długo, ale ona daje mi takie inne puszki, takie pyszne...i sama też jej je. Ta Pańcia też ma taki pokój jak my, za szklanymi drzwiami, ale u nas nie ma tyle słonecznego ciepła i w ogóle, jak u niej jestem, to ona mi codziennie przynosi trawkę, a ja bardzo lubię taką świeża, bo u mnie w domu to same zapachowe trawki.
Kilka po kocie dopowiedzeń.
Przyjść z zza drzwi oznacza z zewnątrz...do domu przyjść po prostu :) Ale istnieje takie nasze z mężem przekonanie głębokie, że kotu się wydaje, że za tą magiczną bramą mogą być te fajne, z kociego punktu widzenia, miejsca, w które czasem z nami jedzie :) A hałas nie do wytrzymania, w trakcie podróży, w te super miejsca, to ...autostrada.
Myszkę odebraliśmy kotu...bo...ja nawet nie wiem, jak to opisać, ale ze względów bezpieczeństwa...ona musiała coś w sobie mieć, bo druga identyczna, nie robi na Kiciusiu wrażenia, w ogóle :)
Delikatną cenzurę wprowadzić do kociej wypowiedzi musiałam, a każdy, kto kota ma, bądź jakiegoś zna, wie, że one zawsze otwarcie i bez nieśmiałości o wszystkim :)
Słówko o miłości jeszcze ;) kociej do człowieka :)
Może na przykład położyć się na człowieczej głowie i będzie mruczał, ewentualnie na brzuchu i drapał ;)
Ale dopiero po operacji poznaliśmy prawdziwą moc i siłę kocich uczuć :) Potrafiła w nocy przytulić się do człowieka, dostrzec kawałek człowieczego ciała, jak dłoń, ręka, noga, czy głowa, o twarzy nie wspominając i lizać prawie w jednym i tym samym miejscu. Kocia tarka na języku i poziom jego kociej do człowieka miłości może spowodować...co najmniej zadrapania ;)
Sympatycznego weekendu :)
Kota nigdy nie miałam, więc takie opowieści pochłaniam jednym tchem. Gdybyś tak częściej o kocie, to ja bardzo chętnie:-)
OdpowiedzUsuńAsieńko, a w taki sposób, o kocie, żeby jakiś zmoże znalazł u Was swój kawałek...regału, czy tak raczej na chłodno;) ?
UsuńJakiegoś zwierzaka mieć będę, bo miałam dwa psy, chomiki, papugi, żółwie, ale dopiero na emeryturze, bo całymi dniami nie ma nas w domu.
UsuńKota Franię ma moja bratanica, a siostra mojej bratowej ma psa. Maks jest znajdą, znaleziony w lesie, a teraz to maskotka całej rodziny.
Więc pisz, jak Ci pasuje...
U nas w rodzinie podobnie ;) Majka jest leśną znajdą...i maskotką rodziny ;) albo trenerem ;)
UsuńMam kotkę i dobrze wiem, co to znaczy.
OdpowiedzUsuńKiciuś, ładne imię, nawet dla kotki
;) W rodzinie raczej wszyscy nam dokuczają, że imienia nie ma, więc każdy daje mu swoje :)...najfajniejsze babcia i zawsze inne, jak jest u niej na wakacjach :)
UsuńJako dziecko, zawsze miałam koty i psy.
OdpowiedzUsuńTeraz niestety nie... Ale lubię i szczególnie w Grecji, gdzie koty są dosłownie wszędzie, zawsze je głaszczę i przywołuję do siebie :)
Pamiętam nasz pierwszy raz w Grecji...płakać mi się chciało jak te kociaki niektóre widziałam...takie dziwnie za małe i zdecydowanie głodne...ale to tylko z tamtego pierwszego razu w ten sposób greckie koty wspominam...
Usuń