Wpis troszkę kulinarny...
Kuchnia rumuńska...cóż...urzekły mnie jej tylko słodkie strony ;) Poza tym jest mieszanką kuchni wielu...albo kuchni wieków ;) i najeźdźców, czy osadników ;) Jest też podobna do naszej rodzimej
Po pierwsze cukierki.
W każdym miejscu w Rumunii, w którym nocowaliśmy...były cukierki. Jeżeli pamiętacie post o przekraczaniu granicy i moich skojarzeniach z dzieciństwa, to trudno było nie odnieść wrażenia, że podstawiane nam one były specjalnie i niekoniecznie dla nas ;)
Po drugie coś co było przepyszne ;)
Obwarzanki ;)
Covrig, bo tak nazywa się ten, jak mniemam, drożdżowo - kruchy, przysmak obwarzanka przypomina jedynie okrągłym kształtem ;)
Ciasto wypełnione jest konfiturą...my jedliśmy z wiśniową...to było coś niesamowitego ;) przepysznie przepysznego ;)
Corvigi i niepoliczalne ilości podobnych i innych bułek i paluchów znaleźć można wszędzie nie wysilając się specjalnie, w przydrożnych, tych szczególnie ludzkich, nie samochodowych, drogach ;) ...jeżeli zobaczycie zagęszczenie, czy też kolejkę, z pewnością będzie to piekarnia, a w niej obwarzanki z konfiturą ;)
Po trzecie coś co było przepyszne ;)
Pączki
Tak naprawdę nie tyle pączki, co pączkowy deser - papanasz. Była to porcja dwóch dużych i dwóch małych pączków, pierwsze nadziane przepyszną konfiturą i jeszcze nią "oblane" na nich mniejsze i, żeby słodkości dopełnić cukier puder. Do całości podawana jest kwaśna śmietana ...nie byle jaka...przepyszna ...próbując jej od razu przenosiłam się w czasy dzieciństwa, gdzie śmietana smakowała jak śmietana ;)
Po czwarte cała nieprzepyszna reszta ;)
Oczywiście, że nie jadłam wszystkiego co jeść można było, ale wszystko to co mi się zdarzyło było...bez smaku...coś w stylu polskich barów "mlecznych" w których przypraw używać nie wolno. A wiedzieć musicie, że miejsca nie były nigdy przypadkowe, a raczej starannie wybrane ;)
Mąż raczej zjadła mięsa i nie narzekał, ja ciorby - zupy i...nigdy nie miały smaku, a w dodatku były raczej z mrożonek....bo jeżeli wyczystko jest tak cudownie idealnie w sześciany pokrojone ;) nawet mięso ;)
Co wiedziałam przed wyjazdem...
Rumunii mieli do obiadów, mięs jako dodatek zajadać się mamałygą (kukurydziany grysik...gęsto ugotowany, krojony w prostokątne kawałki i grillowany), a jedli co...frytki...do tego stopnia dużo i intensywnie, że od pierwszej chwili w kraju Drakuli wydawało nam się, że może dzień frytki mają, tak intensywnie ich zapach unosił się wszędzie;)
Że ciorby są pyszne i trzeba je jeść i specjalnością jest wersja z flakami ;)
Że mężowi mam o zakusce powiedzieć...bo on ajwar lubi...zapomniałam ;)
Wracamy powoli, ale jeszcze nie tylko w Rumunii się z Wami spotkam ;)
To nie fair, ja tu głodna w robocie, a Ty mi tu z frykasami, ech życie jest niesprawiedliwe!
OdpowiedzUsuńSłodkości- mniam!
OdpowiedzUsuń😋😀
UsuńJak dobrze, że nie lubię słodyczy.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu kawałek niezbyt słodkiego domowego ciasta :)
Jak ja Ci zazdroszczę nie lubienia :) ...bo ja to zbyt bardzo lubię, a po szczeremu to ja jem wszystko...lubię większość, ale mogłabym żyć samym słodkim....
Usuń