poniedziałek, 21 stycznia 2019

57 miesiąc od diagnozy

Wydarzyło się...troszkę:)









Po pierwsze: odstawiłam leki


Z rezonansem wyszło jak wyszło, na zastrzyki (takie leki...kolejne, w puli programowych trucizn) gotowa nie jestem i niech to będzie dla Was taka oficjalna wersja :) Prawdziwie oficjalna dotyczy czegoś mojego, bardzo osobistego...jeżeli zakończy się sukcesem będziecie wiedzieć :)

Odstawiłam leki czas jakiś temu i wiecie co...czuję się o niebo lepiej, mam zdecydowanie więcej sił,  wszystkie posty powstają w nocy, jak już wszyscy smacznie śpią...wiecie co więcej, pierwsza wstaje...mam może nie zdecydowanie, ale więcej ;) mocy...
Nie pamiętam kiedy się tak czułam...
Odkąd brałam leki, najpierw interferony, potem fumaran, byłam ciągle zmęczona. Czemu wspominałam powyżej o nocnym Marku, bo na leczeniu potrafiłam i o 21 usnąć, a wstanie z łóżka rano, która by nie była godzina, zawsze wydawało się niemożliwe...
Teraz jest tak, jak kiedyś, czuję się jak podczas studiów :) i zawalone noce i skowronkowe poranki ;)

Po drugie: dokładnie 5 lat temu po raz pierwszy trafiłam do szpitala...z zaniewidzeniem i bólem oka


Było zimno, ale nie było jeszcze śniegu...zestresowana byłam, choć mniej niż w poprzedni poniedziałek...
...w życiu nie byłam w szpitalu, ba ja nawet nie do końca wiedziałam jak działa służba zdrowia i jak się chodzi do lekarza rodzinnego...albo po co :)
Jak już przespałam pierwszą z sześciu nocy, przetrwałam pierwszy dzień, spędzając go na rożnych badaniach i dostałam pierwszą w życiu kroplówkę, z pierwszymi w życiu sterydami, to raczej byłam przekonana, że mnie wyleczą, wypuszczą i wszystko znów będzie normalne.
Kolejnego dnia usłyszałam (i to chyba było jedyne co usłyszałam) o pozagałkowym zapaleniu nerwu wzrokowego...ja niczego nie świadoma, lekarze jacyś super troskliwi i w sumie smutniejsi ode mnie...
...musiałam zacząć czytać...czytałam i czytałam, SM odrzuciłam od razu (bo to przecież niemożliwe), inne możliwości były jeszcze gorsze (a to przecież też niemożliwe ), więc się trzymałam swojej wtedy wiary, w to że jest to tylko zapalenie...
...do czasu kontroli neurologicznej po rezonansie, badaniu i rozmowie z nie rozmawiającym neurologiem, który napisał podejrzenie SM...
Szpital w którym byłam, był wielobudynkowy...z neurologii, na okulistykę miałam krótki spacer...moment jedyny tamtej zimy, kiedy śnieg, który przez ostatnie pięć dni widziałam tylko przez okno, napawał nadzieją...nie strachem...

Po trzecie zaćma wciąż spędza mi sen z powiek


Teraz też byłam w szpitalu, też tylko przez okno oglądałam zimę i nie potrafię myśleć o tym nowym zaczynającym się roku nie wspominając tamtej zimy z przed pięciu lat...teraz jedyny śnieg, napawał mnie strachem, nie nadzieją...
Bardzo chcę się nie bać, i być już po operacji, żeby móc znów zacząć uczyć się, z ukrytymi pod zaćmą mętami, żyć...a najbardziej potrzebuje wiary i nadziei na to coś bardzo osobistego z pierwszego akapitu...

12 komentarzy:

  1. Tej wiary i nadziei Ci życzę, Basiu. Moc ciepłych myśli ślę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo trzymam za to wszystko kciuki, bo tylko to mogę ofiarować. W książce, którą czytam znalazłam takie mniej więcej zdanie: nie myślmy o tym, co się nie udało, idźmy dalej...a wiara i nadzieja niechaj Ci towarzyszą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego już się nauczyłam;) teraz próbuje nauczyć się nie myśleć co się może nie udać;)
      DZIĘKUJĘ Asiu ♡

      Usuń
  3. Duuużo sił. I cierpliwoości. Ale suspens wprowadziłaś - ciekawa jestem czy to to o czym myślę. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mocno trzymam kciuki :) Na pewno się uda!

    OdpowiedzUsuń
  5. Będziemy Cię Basiu wspierać na różne sposoby. Najważniejsze żebyś miała dużo siły, wiary w to, że się uda i nadziei, że przed Tobą wiele wspaniałych chwil w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdrowia, zdrowia, zdrowia!!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteście ♥