piątek, 26 lipca 2019

Historia śliwkowego sernika

Krótka opowieść o śliwce i serniku z tą śliwki właśnie


Historia sernika rozpoczyna się rok temu. Tak naprawdę i zapewne zaczyna się lat wiele temu, kiedy to pewien sadownik zasadził śliwę...żeby nie wspominać, że ktoś ją musiał wcześniej wyhodować, żeby tenże śliwkowy specjalista mógł ją posadzić :)


Jest lato, a mój mąż uwielbia śliwki...śliwa w jego rodzinnym przydomowym ogrodzie...po pierwsze jest jedna, a po drugie czasem odpoczywa, także owoców było niewystarczająco, żeby już nie pisać, że nie było :) ich wcale.

Mąż mój uwielbia śliwki to już wiemy, więc okazje, aby się ich do domu nasprowadzać, jakoś tak same mu się przytrafiają...pierwsza...wczesnośliwkowa skrzynia śliwek była urocza ;) Poza kompotami powstał na przykład tort ;)

Druga chyba jeszcze większa skrzynia późniejszych śliwek była...urocza, chociaż nie przypominam sobie czy z niej już robiłam powidła.

Trzecia skrzynia śliwek była...oczywiście, że urocza ;) ale nad nią pracował już głównie mąż...znaczy powiedzmy ;)

Ostatnia partia... u mnie osobiście spowodowała jakby śliwkowy wstręt, choć zapewne pomogła moja do nich od zawsze nie miłość :) Mąż całą zimę jadł śliwki pił śliwki, śliwki w pierogach, śliwki w ciastach, śliwki z naleśnikami i wiecie co...boję się, że któregoś dnia mój mąż przyjdzie ze skrzynką śliwek....uroczo :)

Wracając do trzeciej skrzynki (która nie była trzecia, bo mi się tak śliwki mnożyły, że on chyba przynosił je w co najmniej dwupakach :)

Znowu przejdźmy do tej powiedzmy ostatniej...wymyśliłam jak zamknę ją w słoikach, żeby było szybko, łatwo i do każdego możliwego wykorzystania zimą. Część śliwek przekrojonych na połówki piekłam w piekarniku, następnie mąż przekładał do słoików i pasteryzowaliśmy. Inną część, żeby w tym samym czasie pozbyć się większej ilości owoców ;) parzyłam, dusiłam, prażyłam, nie wiem jak to nazwać na wszystkich dużych palnikach w dużych garnkach...parę minut, aż puściły sok i znów mąż pakował i pasteryzowaliśmy.

I teraz powstał sernik...sernik śliwkowy z tych właśnie śliwek, których mam jeszcze, w słoikach licząc, miliony chyba ;)

Sernik śliwkowy... ze śliwkowym musem...

...urodzinowy, a śliwki ze słoika ;)


250g śliwek takich zmiksowałam z 80 g jogurtu naturalnego, następnie z 550 g wielokrotnie zmielonego twarogu i około 2 łyżek inuliny. Na końcu jeszcze żelatyna. 2 łyżki rozpuściłam w około pół szklanki gorącej wody, jak przestygła wymieszałam rózgą z 2 łyżkami masy serowej i potem przelałam z powrotem do sera i znów zmiksowałam. Wszystko robiłam w Thermomixie i podobny przepis z żywymi ☺ owocami już Wam pokazywałam, więc jeżeli nie macie śliwkolubów, co śliwki hurtowo sprowadzają do domu i brak Wam takich oto słoików możecie klasycznie z owocami z krzaka :) drzewa znaczy sernik zrobić

Mus śliwkowy

500ml słoik takich śliwek zmiksowałam z galaretką pomarańczową rozpuszczoną w 1 szklance wody gorącej

Spód jest pieczony, kruchy. 

Zagniatamy ulubione kruche ciasto, wylepiamy nim tortownicę , nakłuwamy widelcem i rozsmarowujemy po wierzchu takie śliwki ;) albo dowolny dżem :)
Pieczemy około 20 minut w 175 stopniach.


Ciasto studzimy i wylewamy na niego masę serową. Umieszczamy całość w lodówce, jak ser będzie zwarty wylewamy na niego delikatnie tężejący mus śliwkowy. Wkładamy do lodówki i czekamy ...najlepiej noc ;)

Smacznego ;)

5 komentarzy:

  1. Historia śliwkowego sernika pasjonująca 😆

    OdpowiedzUsuń
  2. Historia śliwkowego sernika pasjonująca 😆

    OdpowiedzUsuń
  3. No Ty to potrafisz torturować człowieka...a ja tu tylko z herbatnikiem do kawy!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteście ♥